[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Donna Carlisle
Narzeczona na jeden sezon
Tytuł oryginału: It's Only Make Believe
Pierwsze wydanie: SilhouBtte Books, 1992
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Allison zmarszczyła brwi i nawet nie oderwała wzroku od ekranu
komputera.
- Mówisz, że jak on się nazywa?
- Stone - odpowiedziała Penny. - Stone Harrison.
Zaintrygowana Allison popatrzyła uważnie naswoją wspólniczkę.
- Jesteś pewna, że dobrze usłyszałaś?
Penny rzuciła jej zniecierpliwione spojrzenie. Krążyła po małym pokoju,
zbierając skoroszyty, wydruki i różne papiery, które próbowała wepchnąć do
teczki.
- Allison, to poważna sprawa. Masz już ten wydruk?
- Co to za imię Stone? Kamień? - Allison kilka razy nacisnęła klawisz
funkcyjny, jakby w ten sposób mogła zmienić nieubłaganą wymowę cyfr na
ekranie. Nie udało się. - Posłuchaj mojej rady i idź bez tego wydruku. -
Westchnęła.
Penny przyjrzała się jej z niepokojem.
- Aż tak źle?
- Uwierz mi, naprawdę nie zechcesz tego czytać.
Penny zawahała się przez moment, a potemwzruszyła ramionami.
- Cóż, nie martw się. Harry na pewno wymyślijakiś sprytny sposób, żeby
nas z tego wydostać.Zawsze mu się udaje.
Harry był ich księgowym i w ciągu trzech lat działalności „Party Girls"
wykazał swój spryt już nie raz. Allison miała jednak wątpliwości, czy będzie on
w stanie dokonać jeszcze jednego cudu. A tylko cud mógłby przedłużyć
egzystencję ich firmy o kolejny kwartał.
- Może pożyczy gdzieś pieniądze na zapłacenie podatków - mruknęła
ponuro. Wcisnęła klawisz „Save" i ekran poszarzał.
- I właśnie dlatego - poinformowała ją Penny, zamykając teczkę -
koniecznie musimy dostać to zlecenie od pana Harrisona.
- Ale dlaczego ja muszę to robić? - upierała się Alhson. - Wiesz, że przy
pierwszym spotkaniu zawsze sprawiam koszmarne wrażenie. To ty jesteś w tym
dobra. Ty czarujesz klientów, ja odwalam robotę - taka była umowa. Jeśli ten
facet jest naprawdęważny, to nie możesz posyłać mnie do niego samej.
Penny, która też wyglądała na trochę zaniepokojoną, poprawiła włosy i
obrzuciła szybkim spojrzeniem swoje odbicie w lustrze. Była kiedyś modelką i
Miss Kalifornii, co znacznie ułatwiało jej jeszcze teraz kontakty z klientami.
Nadal bardzo dbała o swój wygląd.
- Wiesz dobrze, że sama bym to załatwiła,gdybym nie musiała lecieć do
dentysty zaraz po spotkaniu z Harrym. Poza tym... - zmusiła się do wesołego
uśmiechu i nadania pewności głosowi - wiem, że świetnie sobie poradzisz.
- To może ja pójdę na spotkanie z Harrym i do dentysty, a ty spotkasz się
z panem Harrisonem?
- Nie wydziwiaj. Wiesz, że obie będziemy musiały skakać wokół
klientów, żeby wyjść z tych kłopotów. Musisz nabrać wprawy.
- Kiedy się wprawiałam ostatnim razem - przypomniała ponuro Allison -
skończyło się urządzaniem ślubu wartego osiemnaście tysięcy dolarów - za
osiem tysięcy.
- Nadal nie rozumiem, jak to się stało - przyznała Penny. - W biurze jesteś
taka zorganizowana...
- A przedtem o mały włos nie wylądowałyśmy w sądzie...
- Nie możesz się tak denerwować - nalegała Penny. - Musisz sobie
powtarzać, że nasi klienci to normalni ludzie, i nie dać się zastraszać.
- Normalni ludzie - powiedziała sucho Allison, opierając podbródek na
dłoniach - nie wypełniają swoich basenów orchideami i nie urządzają kolacji
przy świecach dla dwojga na szczytach gór dostępnych tylko dla helikopterów.
Nasi klienci to rozpaskudzeni i zdziwaczali bogacze i dlatego mam absolutne
prawo być zastraszona.
- Cóż... - Penny ułożyła wreszcie włosy i wzięła teczkę. - W każdym razie
nie daj pozbawić się zarobku, dobrze? Poza tym pan Harrison jest absolutnie
normalny, słowo honoru.
- Czyżby? W takim razie dlaczego ma na imię Stone?
- To chyba nie nasza sprawa. - Penny spojrzała ostrzegawczo na Allison. -
I nie waż się go pytać.
- Z czego on żyje?
- Nie jestem pewna. Ma chyba coś wspólnego z budowaniem zamków.
Penny zatrzymała się w drodze do drzwi, jakby chciała coś wyjaśnić, ale
się rozmyśliła.
- Po prostu bądź miła... i uważaj - powiedziała wychodząc.
- Zamki - powtórzyła tępo Allison, kiedy została sama. - Czemu nie?
Siedzibą „Party Girls" był największy pokój domu Allison w Los
Angeles. Walały się tam stosy papierów z firmowym nadrukiem, stał komputer i
automatyczna sekretarka. Takie rozwiązanie oznaczało sporą oszczędność w
wydatkach na utrzymanie biura. A w ciągu ostatniego roku słowo „oszczędzać"
musiały powtarzać bardzo często.
Na pomysł zawodowego organizowania przyjęć wpadła Allison; nazwę
„Party Girls" wymyśliła Penny i wciąż jeszcze kłóciły się o to od czasu do
czasu. Wtedy wyglądało to na idealny pomysł: Allison miała głowę do
interesów, a Penny - kontakty towarzyskie. Jej ojciec był dyplomatą, a eks-mąż
producentem płyt, więc miała notes pełen nazwisk ludzi z towarzystwa. Los
Angeles i jego okolice zamieszkiwali ludzie eleganccy, ekscentryczni i bogaci.
Wydawało się, że droga do sukcesu firmy „Party Girls" stoi otworem.
I sukces był... o włos. Niestety, „o włos" i „omal" wlokło się za Allison
cale życie. Niewiele zabrakło jej, by ukończyła szkołę filmową, tak samo prawie
skończyła historię sztuki. Omal nie pojechała do Europy z impulsywnym i
niesamowicie ekscentrycznym artystą, w którym była prawie zakochana. Prawie
dostała staż w zarządzie jednej z najszybciej rozwijających się firm w Kanadzie
- po pięciu latach gwarantowana wice-prezesura - a kiedy i to wymknęło jej się z
rąk, postanowiła nie czekać, aż jakaś siła z zewnątrz zmieni jej życie i
zdecydowała się sama pokierować swoim losem. Wtedy właśnie przypomniała
sobie, ilu przyjaciół prosiło ją o pomoc przy organizowaniu ślubu, przyjęcia lub
romantycznego weekendu, i wpadła na prawie idealny pomysł założenia „Party
Girls".
A przynajmniej lubiła myśleć, że tak powstał ten pomysł. Naprawdę to
ona i Penny siedziały pewnego wieczora z butelką wina, litując się nad sobą -
Penny z powodu rozejścia się z mężem, Allison z powodu swojego prawie
ciągłego bezrobocia - i zaczęły podsumowywać fakty. Allison wynajmowała
dom, na który ledwie ją było stać, Penny żyła z alimentów. Allison miała
szerokie horyzonty i dar wyczuwania niuansów sprawiających, że impreza
towarzyska jest udana lub nie, a Penny miała notes pełen zastrzeżonych
numerów telefonicznych. Allison była doskonalą kucharką, a Penny świetnie
znała się na winach. Obie gwałtownie potrzebowały pracy i były gotowe na
wszystko.
Kilka faktów złożyło się na to, że pierwsze wejście Allison w świat
biznesu było prawie sukcesem. Dziesięć lat wcześniej powodzenie
przedsiębiorstwa w rodzaju „Party Girls" byłoby gwarantowane, ale teraz ludzie
ostrożniej wydawali pieniądze. Rozwaga, a nie spełnianie zachcianek było
hasłem tych czasów, a znalezienie ekscentrycznych milionerów okazało się
trudniejsze, niż myślały. Allison nienawidziła rozmów z klientami i miała z tym
problemy. Penny była do tego najlepsza. Ale Penny, chociaż bardzo się starała,
nie mogła ograniczyć swej wyobraźni i zaplanować zwyczajnego ślubu dla
zwyczajnych ludzi z przeciętnym dochodem. Konne powozy i białe gołębie
nieuchronnie wkraczały na scenę wraz z niebotycznymi wydatkami, co
skutecznie zmniejszało liczbę ludzi gotowych wspomóc je w ciężkich czasach.
Allison wzięła wizytówkę, którą Penny zostawiła na biurku, i zmarszczyła
brwi. Stone Harrison.
„Kamień". Co to za imię? Pewnie idealne dla kogoś, kto buduje zamki.
Nagle wyprostowała się, patrząc na drzwi, przez które jej wspólniczka
wyszła z takim pośpiechem. Penny zapomniała powiedzieć, jakiego rodzaju
imprezę zamierzał urządzić pan Harrison. Ślub, urodziny, przyjęcie powitalne,
pożegnalne, gratulacyjne, zupełnie bez powodu... Było tyle imprez, ile okazji - a
nawet więcej - jak więc mogła przedstawić mu kosztorys, jeśli nawet nie
wiedziała, czego chce?
- Świetnie - mruknęła. - Dzięki, Penny.
Miała tylko nadzieję, że pan Stone Harrison niezamierzał wydać strasznej
sumy, bo zawsze gorzej jest tracić duże zamówienia niż małe.
Z miną męczennicy sprawdziła jeszcze raz adres na wizytówce, wzięła
żakiet i torebkę. Zamki, też coś.
- Carlo! - ryknął Stone rzucając słuchawkę. Wcisnął guzik interkomu i
krzyknął znowu: - Carlo!
Sekretarka pojawiła się dopiero po chwili.
- Wasza Wysokość? - Rzuciła mu lodowate spojrzenie.
Stone popatrzył na nią spode łba i obiema dłońmi ścisnął czoło.
- Aspiryny! - zażądał.
- Nadal pech, co? - W jej spojrzeniu pojawiło się coś w rodzaju
współczucia.
Stone podszedł do okna i przycisnął guzik podnoszący czarne żaluzje.
Patrzył na typowy jesienny kalifornijski dzień, który niewiele różnił się od
typowego letniego kalifornijskiego dnia.
- Mam trzydzieści dwa łata - oznajmił. - Żadnych chorób zakaźnych ani
nałogów, pracuję na swoim, jestem umiarkowanie bogaty, w miarę przystojny...
- Zadbany, nieźle ubrany - dorzuciła Carla.
Skinął głową potakująco.
- To dlaczego mężczyzna z takimi przymiotami nie może w całym
mieście znaleźć kobiety, któraby się z nim umówiła?
- Cóż... - zaczęła Carla, może ze zbyt wielkim entuzjazmem.
- Przecież nie zapraszam ich na przejażdżkęrakietą! Jeden mały ślub...
- Na litość boską, Stone, nie zaprasza się kobietyna oficjalny ślub, który
ma się odbyć nazajutrz.Zwłaszcza na ślub byłej żony!
- Dlaczego nie? - zapytał naiwnie. - Powiedz, co robisz jutro wieczorem?
- dodał z nadzieją.
- Myję głowę. - Zmarszczyła surowo brwi.
- Nie mogłabyś...
- Z moim mężem.
Zrezygnowany odwrócił się ponownie do okna.
- Wiesz, to wszystko przez Susan. Jaka kobieta zrywa całkiem dobrą
znajomość zupełnie bez powodu, i to na dwa dni przed ślubem, na którym
muszę być? - Odwrócił się do niej i dodał oskarżycielsko: - Jesteś kobietą.
Wyjaśnij mi to, jeśli potrafisz.
- Och, nie wiem. To z pewnością nie mogło mieć nic wspólnego z tym, że
nie przyszedłeś na większość randek, zazwyczaj nie fatygując się nawet, żeby
zadzwonić. Że zapominałeś o jej urodzinach. Że zapomniałeś o Bożym
Narodzeniu. Że kazałeś jej rodzicom stać na deszczu, chociaż obiecałeś odebrać
ich z dworca.
- To nie była moja wina - sprzeciwił się Stone, choć miał na tyle taktu,
żeby wyglądać na zmieszanego. - Miałaś mi przypomnieć.
- Że jesteś samolubny, nieodpowiedzialny, ale wymagający i - szczerze
mówiąc - bardzo rozpieszczony. Poza tym nie przychodzi mi do głowy żaden
powód, dla którego jakakolwiek rozsądna kobieta mogłaby choć pomyśleć, że
może żyć bez ciebie.
Stone zmarszczył czoło. Czuł się niezręcznie.
- Nie jestem rozpieszczony - mruknął. Zanurzył palce we włosach, jeszcze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • asael.keep.pl