[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ANDRZEJ FLIS, Uniwersytet Jagielloński
ŚWIĘTA MONARCHIA: GENEZA KOŚCIOŁA
23 lutego 303 roku Dioklecjan zapoczątkował ostatnie w
historii Rzymu prześladowania chrześcijan, które z
przerwami i ze zmiennym nasileniem trwały niecałą
dekadę. W roku 313 Konstantyn Wielki ogłosił Edykt
Mediolański, przyznający wyznawcom Jezusa pełną
swobodę religijną, a niespełna osiemdziesiąt lat
później cesarz Teodozjusz wprowadził całkowity zakaz
praktyk pogańskich zarówno w miejscach publicznych,
jak prywatnych! i prawo to obwarował surowymi
sankcjami (381). W czasie krótszym niż jedno stulecie
status prawny chrześcijaństwa w Cesarstwie Rzymskim
zmienił się nie do poznania: z religii dyskryminowanej
przekształciło się ono w wyznanie państwowe, obsypane
licznymi przywilejami, prześladujące metodycznie inne
kulty. Tej "rewolucji" w stosunkach ze światem
zewnętrznym towarzyszyły nie mniej rozległe
przeobrażenia wewnętrzne. Ogarnęły one wszystkie sfery
życia religijnego i stanowiły w pewnej mierze
kontynuację procesów, które w formie zalążkowej
zaistniały już w II i III wieku.
Pierwsi chrześcijanie wyróżniali się spośród 60
milionowej rzeszy mieszkańców cesarstwa wartościami,
które wyznawali i głęboko zakorzenionym, "kontr
kulturowym" poczuciem tożsamości, zbudowanym na
pogardzie dla tradycyjnych cnót obywatelskich.
Stanowili oni zbiorowość "świętych", społeczeństwo w
społeczeństwie federację żarliwych ascetów
odrzucających bezwarunkowo nikczemne instytucje Rzymu.
"Nic nie jest nam bardziej obce aniżeli państwo" (1)
pisał Tertulian, który dezercję uważał za najwyższą
1
cnotę żołnierzakatolika. (2) Pierwsi chrześcijanie
nie postrzegali siebie w kategoriach Kościoła, nie
uważali się za członków żadnej organizacji formalnej.
Byli oni "żywymi kamieniami świątyni"(3), Nowym
Izraelem, mistycznym ciałem Jezusa, które przenikał
Duch Święty, ożywiając je swą zbawczą mocą. "Wiedz, iż
nie tylko jesteś świątynią Boga, lecz również to, że
mieszka w Tobie Duch Boży" (4) pisał Św. Paweł do
Koryntian.
Pierwsi chrześcijanie oczekujący z utęsknieniem na
rychły powrót Jezusa i Sąd Ostateczny tworzyli
wspólnoty ufundowane na Słowie, wspólnoty wirtuozów
religijnych dążących do perfekcji moralnej. Ideałem
nadrzędnym owych wspólnot było "naśladownictwo
Chrystusa" (imitatio Christi), naśladownictwo
ograniczone naturalnie ich ziemską, ludzką istotą.
"Bądźcie moimi naśladowcami tak, jak ja jestem
naśladowcą Chrystusa."(5) pouczał współwyznawców Św.
Paweł. Jezus "pozostawił nam wzór głosił Św. Piotr
winniśmy więc podążać Jego śladami." (6) Logiczną
konsekwencją tej postawy była zgoda na męczeństwo,
przed którym prawdziwy wyznawca Jezusa nie mógł się
cofnąć. Co więcej, nierzadko zdarzały się przypadki
kiedy chrześcijanie dziękowali sędziom za wyroki
śmierci, traktując je jako przepustki do raju, bądź
wręcz się wyroków takich domagali. Czyż nie powiedział
Pan: "kto życie swe straci z mego powodu, ten je
znajdzie"?(7) Apologię męczeństwa głosili
najwybitniejsi Ojcowie Kościoła: Ignacy z Antiochii i
Klemens Aleksandryjski, Tertulian i Orygenes,
Justynian i Ireneusz, a opis egzekucji biskupa Smarny
sędziwego Polikarpka, który odmówił zaparcia się wiary
podczas publicznego przesłuchania pod rządami Marka
Aureliusza, stanowił popularny motyw ówczesnych kazań
i pouczeń moralnych.
Kościół czwartego stulecia, Kościół Konstantyna i
Teodozjusza, w niewielkim stopniu przypominał
chrześcijaństwo dwóch pierwszych wieków. Następcy
2
Apostołów nie byli już bezbronnymi pasterzami
pogardzanej trzody, lecz wpływowymi notablami
przywódcami potężnej instytucji sprzymierzonej z
państwem. I tak, chrześcijański historyk tamtych
czasów, Euzebiusz z Cezarei, opisał scenę, która
dobitniej niż jakakolwiek inna ukazuje ogrom
zaistniałych przemian. Kiedy Konstantyn Wielki, z
przepychem godnym rzymskiego władcy, świętował
dwudziestolecie swego panowania, zaprosił biskupów na
ucztę w pałacu. I można było pomyśleć relacjonuje
Euzebiusz że cesarz w otoczeniu hierarchów Kośioła
stanowi "obraz Królestwa Chrystusowego". (8)
Biskupi zarządzający najważniejszymi diecezjami
Kościoła, byli w IV wieku dygnitarzami państwowymi,
otrzymującymi pensje w wysokości 720 solidi rocznie,
równe uposażeniu zarządców prowincji i "musieli" jak
skarżył się Grzegorz z Nazjansu podczas swej krótkiej
kariery biskupiej w Konstantynopolu (380381)
konkurować we wspaniałościach stołu i ubioru z
"konsulami, generałami, zarządcami prowincji i
najznakomitszymi dowódcami wojskowymi". (9) Niektórzy
z nich czuli się tak pewnie na swoich urzędach, że
ośmielali się sprzeciwiać woli cesarzy, jak miało to
miejsce w przypadku Hozjusza biskupa Kordoby (355),
czy też Ambrożego biskupa Mediolanu (387). Ten stan
rzeczy odzwierciedlał nowy układ sił. Kościół
czwartego stulecia stanowił państwo w państwie
potęgę polityczną mogącą poważnie zagrozić
integralności cesarstwa. Rozumiał to doskonale
Konstancjusz, zabiegający nieustannie o dobre stosunki
z episkopatami Syrii i Azji Mniejszej, obawiając się,
że bez ich poparcia wschodnie prowincje Rzymu mogłyby
być na zawsze stracone w obliczu rosnącego zagrożenia
ze strony Persji.
Wzrostowi politycznego znaczenia kleru towarzyszył
imponujący rozwój jego potęgi ekonomicznej. I tak, w
wyniku akumulacji licznych przywilejów, Kościół IV
wieku stał się wielkim właścicielem ziemi i
3
niewolników. Był on przy tym nie tylko zwolniony z
obowiązku płacenia wielu podatków, zwłaszcza
municypalnych, lecz sam pobierał podatek w naturze
(annona) od zbiorowości lokalnych, którym przewodził.
Ponadto korzystał on nieodpłatnie z usług poczty
państwowej i państwowych środków transportu,
przejmował legalnie bądź nielegalnie majątek
świątyń pogańskich, wreszcie: gromadził darowizny i
wyłudzał ofiary. Nic więc dziwnego, że Possydiusz
biograf Św. Augustyna, lamentując z powodu szybkiego
podboju Afryki przez Wandalów, przyznawał ze smutkiem,
iż "Kościół znienawidzony był ze względu na swoje
ziemie." (10)
Proces wtapiania się chrześcijaństwa w ustrój
społecznopolityczny Imperium Romanum, proces, który
wraz z przejęciem władzy przez Konstantyna uległ
radykalnemu przyśpieszeniu, znalazł swoje odbicie
również w dziedzinie sztuki. I tak na przykład, w
rzymskiej bazylice św. Prudencjany do dzisiaj
podziwiać można mozaikę z końca IV wieku,
przedstawiającą Jezusa zasiadającego na cesarskim
tronie w otoczeniu apostołów Piotra i Pawła ubranych w
senatorskie togi!
NARODZINY MONASTYCYZMU PORAŻKA KOŚCIOŁA
Prześladowania chrześcijan w państwie rzymskim nie
były ani tak surowe, ani tak destrukcyjne jak je
przedstawiała przez wieki historiografia europejska,
kształtowana przez źródła kościelne i katolickie
stereotypy. W gorszym położeniu znajdowali się
chociażby manichejczycy, gdyż tej religii cesarstwo
nigdy nie uznało i nigdy nie przestało zwalczać, o
czym historia nie mówi raczej zbyt wiele.
Masakra wyznawców Jezusa przez Nerona, po wielkim
4
pożarze Rzymu w 64 roku jakkolwiek okrutna i krwawa
była lokalnym dramatem sprowokowanym przez
szczególne okoliczności, a nie częścią szerszej
polityki. Tak więc, kiedy umilkły jęki na arenach
stolicy, chrześcijanie wkroczyli w długi, blisko 200
letni, okres egzystencji wolnej od poważnych
niebezpieczeństw, przerywany sporadycznie albo
żywiołowymi wybuchami przemocy, takimi jak egzekucje
w Smyrnie (około 165 roku) czy aresztowania w Lyonie
(177), albo krótkotrwałymi represjami zarządzonymi
przez cesarzy Septymisza Sewera w 202 roku i
Maksymiana ponad trzydzieści pięć lat później.
Pierwsze prześladowania chrześcijan na szerszą skalę
miały miejsce dopiero pod rządami Decjusza, kiedy ten
w 250 roku nakazał powszechne składanie ofiar bóstwom
Rzymu. Niezliczone rzesze wyznawców Jezusa z
prezbitrami i biskupami włącznie uniknęły wówczas
represji bądź to przekupując rzymskich urzędników,
bądź to kłaniając się publicznie "pogańskim bałwanom".
I tak, w Stolicy Piotrowej zaraz po ogłoszeniu
cesarskiego edyktu tłumy katolików udały się na
Kapitol, aby złożyć przysięgę bogom Wiecznego Miasta.
Podobne sceny rozgrywały się w Kartaginie, gdzie
miejscowe władze nie mogły nadążyć z ofiarami. W
Smyrnie zaparł się wiary biskup Euktemon, a w Afryce
Północnej całe gminy chrześcijańskie pod
przewodnictwem biskupów podążały do pogańskich
ołtarzy. Wydarzenia w Aleksandrii opisał jej
patriarcha Dionizy w liście do biskupa Antiochii
Fabiusa takimi oto słowy: "Wszyscy przepełnieni
strachem, nawet najznakomitsze osoby (...). Wywoływani
po imieniu zbliżali się do nieczystych, bezbożnych
ofiar, niektórzy trzęsący się i bladzi, jak gdyby to
nie oni składali ofiary, lecz sami mieli być
poświęceni bożkom, tak, iż zebrane tłumy obrzucały ich
szyderstwami i jasne było, że z natury swej są
tchórzami we wszystkim, tchórzami by umrzeć i
tchórzami by się pokłonić. Inni jednak szybko pobiegli
do ołtarzy." (11)
5
[ Pobierz całość w formacie PDF ]