[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Mariola Flis
Instytut Socjologii UJ
O OSOBLIWOŚCIACH NAUK
SPOŁECZNYCH, CZYLI
DYSKRETNY UROK SOCJOLOGII I ANTROPOLOGII
Inspiracją moich przemyśleń są rozważania
Stanisława Ossowskiego. Świadomie zapożyczyłam
tytuł, aby skoncentrować swoją uwagę tylko na
jednej z osobliwości, którą wielki humanista
nazywa odrębnością zjawisk społecznych. „Sprawa
odrębności zjawisk społecznych jako przedmiotu
badań – pisze Stanisław Ossowski bywała tematem
dyskusji w różnych okresach, ale wtedy nie
rozporządzano tymi doświadczeniami w zakresie
stosowania wzorów nauk przyrodniczych do badania
zjawisk społecznych, jakie się nagromadziły w
ostatnich latach.” Powyższe słowa nie straciły
swojej aktualności pomimo, że zostały napisane w
latach sześćdziesiątych XX wieku i pomimo tego, że
Ossowski ogniskował swoją uwagę na problemie
stosowalności wzorów nauk przyrodniczych do
badania zjawisk społecznych.
Aby podkreślić te cechy przedmiotu badań
socjologa, które prowadzą do zagadnień nie
mających analogii w sferze nauk przyrodniczych
– zdaniem Ossowskiego – należy brać pod uwagę
następujące kwestie: 1) z dawna zaobserwowany
wpływ rezultatów badań na rzeczywistość, do której
wnioski z badań mają się odnosić, 2) bezpośredni
wpływ samych czynności badawczych na badaną
rzeczywistość, 3) konflikt pomiędzy postulatem
systematyczności badań i postulatem ubiegania się
o wnioski ogólne, nie ograniczone wyznacznikami
historycznymi, 4) konflikt pomiędzy ograniczeniem
się do metod standaryzowanych a miarodajnością
wskaźników i subtelnością problematyki, 5) udział
1
doświadczenia wewnętrznego w praktyce badawczej.
(Ossowski, 1967,s. 239)
Każde z tych zagadnień może być tematem na
oddzielny artykuł. W polu moich rozważań znajdują
się dwa zagadnienia: pierwsze i drugie. „Badania
empiryczne w socjologii – czytamy w pracy Wzory
nauk przyrodniczych w empirycznej socjologii –
zwłaszcza gdy dotyczą spraw związanych z udziałem
jednostki w życiu społecznym, są równocześnie
działalnością społeczną: ukazują zagadnienia,
otwierają oczy na wielorakie możliwości tam, gdzie
ich badany nie dostrzegał, sugerują ważność
pewnych spraw przez to, że znalazły się w
kwestionariuszu, uświadamiają przynajmniej
pośrednio, pewne skale wartości, stawiają wobec
konieczności wyboru” (ibidem, s. 256). Myślę, że
do tej listy można dopisać postulat budowania
konkretnych strategii działań w kontekście
konkretnych problemów generowanych przez system
społeczny. W tym miejscu warto wspomnieć o
koncepcji „stylu myślowego” Ludwika Flecka.
„Ukierunkowane postrzeganie wraz z odpowiednią
obróbką myślową i rzeczową tego , co postrzegane”,
to właśnie system przekonań wspólny dla danego
kolektywu myślowego. (Fleck, 1986, s.131) Wspólne
dla takiego kolektywu są pewne oczywiste
przekonania, cechy problemów i metody postępowania
poznawczego. „Obróbka myślowa i rzeczowa” znaczy
tu nie tylko stosowanie określonych sposobów
wyprowadzania wniosków z pewnego zbioru
posiadanych informacji, ale także użycie pojęć
charakterystycznych dla danej orientacji myślowej.
Należeć do kolektywu myślowego znaczy patrzeć na
świat, opisywać go, myśleć o nim i postępować w
taki sposób, jak czynią to inni członkowie danego
kolektywu. Oznacza to więc przyjęcie pewnego
zespołu czynników, umożliwiających określoną
działalność poznawczą. Zatem, teoria stylów
myślowych zwraca szczególną uwagę na uwarunkowania
aktów poznawczych i wiedzy. Flecka teoria poznania
2
ufundowana jest na założeniu, iż nie istnieje
czyste poznanie, czyli takie, które chwyta fakty
nie zapośredniczone przez teorie. Bez pewnych
założeń teoretycznych nie wiedzielibyśmy co i jak
obserwować. Rozpatrywanie stylu myślenia i
zgodnego z nim postępowania poprzez odkrywanie
przyjmowanych założeń teoretycznych pozwala
nadawać im sens taki, jaki nadaje im osoba owe
założenia przyjmująca, pozwala je w systematyczny
sposób badać i drogą dedukcji wyciągać określone
wnioski. Jedno z ciekawszych pytań, które wobec
tej teorii można sformułować brzmi: czy to my
wybieramy styl myślowy czy też jest on w jakiś
sposób przypisany? Moim zdaniem, poza
intelektualistami i być może jakąś cząstką elity
kulturalnej, ludzie nie wybierają stylu myślowego,
którym się posługują. Jest on im narzucony przez
system edukacyjny, grupy pierwotne i środki
masowego przekazu. Ludzie nieświadomie
internalizują sposób myślenia (sposoby myślenia)
dominujące w danym społeczeństwie. Stąd tak
wielkie znaczenie ideologii i religii, a na
Zachodzie – środków masowego przekazu.
Dobrą egzemplifikacją powyższych rozważań
jest projekt Strategia
dla młodzieży, który powstał wiosną 2003 roku z
inicjatywy biura młodzieży MENiS. Opracował go
zespół ekspertów pod kierunkiem prof. Barbary
Fatygi z UW. Raport składa się z kilku części.
Pierwsza określa priorytety i zadania wynikające z
dokumentów akcesyjnych. Druga część to diagnoza
sytuacji młodych ludzi w Polsce. Wyniki są
alarmujące, bowiem z jednej strony mamy rozbudzone
aspiracje edukacyjne młodych Polaków, a z drugiej
źle funkcjonujący system szkolny, który sprzyja
segregacji. Rośnie nierówność w dostępie do
wykształcenia. Pogarsza się sytuacja młodzieży
wiejskiej, niepełnosprawnej i zagrożonej ubóstwem.
Oświata się komercjalizuje a system stypendialny
3
nie istnieje.(„Gazeta Wyborcza” Sobotaniedziela
3031 sierpnia 2003)
Z wypowiedzi Barbary Fatygi dla „Gazety
Wyborczej” wynika, że wykształcenie rozumiane jako
klucz do sukcesu materialnego stało się podstawą
nowego zróżnicowania, w którym kapitał ekonomiczny
stopił się z kulturowym a edukacja stała się
towarem lub usługą. Dla dużej grupy młodzieży
warunkiem szybkiego awansu społecznego był kapitał
kulturowy. Wydawało się, że jest on w szkolnej
klasie. Jednak wygrali ci, którzy go mieli z
„domu” – dzieci inteligentów. Wielka reforma
ustroju szkolnego, która trwa od 1999 roku głosi
równość szans obok podniesienia poziomu edukacji
oraz poprawy jakości. Na paradoks zakrawa fakt, że
coraz większe grupy nie mają ani kapitału
ekonomicznego, ani dostępu do kapitału
kulturowego, a to oznacza niemożność awansu
społecznego.
Jak wykazali twórcy teorii funkcjonalnej w
antropologii społecznej, edukacja to wymóg
funkcjonowania każdego systemu społecznego, a
szkoła to narzędzie państwa, które służy
reprodukcji struktury społecznej. W Polsce
reprodukuje się strukturę w tej niekorzystnej
postaci, w jakiej zaczyna się ona wyłaniać już na
poziomie obowiązku szkolnego. Tworzenie gett przez
utrzymywanie nieefektywnych szkół, tworzenie
gorszych klas czy grup w obrębie klasy jest stałą
praktyką szkolną. Dla socjologów ta wiedza to
oczywistość i dlatego ich głos musi być brany pod
uwagę w realizowaniu reformy.
To socjologowie informują polityków i media
o tym, że ginie model studiowania dla
samorealizacji. Studentom częściej chodzi dziś o
dyplom, gdyż na niego przede wszystkim zwracają
uwagę pracodawcy. Przekonanie, że wykształcenie
przekłada się na sukces finansowy jest cichym
motorem „pędu do edukacji” lub mówiąc inaczej –
„boomu edukacyjnego”. Przewidywalnym skutkiem
4
takiego modelu kształcenia jest głęboka
demoralizacja przyszłej warstwy inteligenckiej.
Raz jeszcze wypada przywołać poglądy Stanisława
Ossowskiego, który za Arystotelesem rozróżniał
dwie kategorie zadań jakie ma przed sobą wiedza
ludzka: użyteczność i mądrość. Pierwsza kategoria
zadań wynika z tego, że wiedza dostarcza środków
technicznych, druga z tego, że wiedza przekształca
ludzki umysł i ludzkie postawy, czyli kształtuje
nasze struktury mentalne.
Przykładem, potwierdzającym zasadność
powyższego rozróżnienia, jest antropologia
społeczna, czyli „nauka o obcych ludach”, która
uczy tolerancji rozumianej jako pozytywne myślenie
o „inności” i „odmienności”. Kiedy przyglądamy się
antropologii społecznej z perspektywy historyka
idei, to widzimy wyraźnie, że jej głównym
przesłaniem było: poszukiwanie jedności w wielości
kultur. To poszukiwanie wymagało antropologicznej
wrażliwości, która wyrażała się w koncentrowaniu
uwagi badawczej na sposobach w jaki kultury czy
też systemy pojęć działają przymuszająco na ludzi.
Ernest Gellner w artykule Socjologia i
antropologia społeczna pisze, iż początki
antropologii społecznej i socjologii były takie
same. I socjologowie i antropologowie byli po
prostu ewolucjonistami. Jego zdaniem „Socjologia
zrodziła się przede wszystkim z zaabsorbowania
zmianą społeczną w Europie, z próby zrozumienia,
jak europejska teraźniejszość i przyszłość wyrosły
z europejskiej przeszłości. Antropologia natomiast
zrodziła się z kontaktu pomiędzy Europejczykami a
innymi ludźmi i zetkniemy się w niej z pytaniem:
‘jak to się stało, że ci ludzie pozostali w tyle
lub podążyli inną drogą niż my’”.(Gellner, 1995,
ss. 151152) Widać wyraźnie, że socjologię i
antropologię łączy opozycja przeszłość –
teraźniejszość, dlatego właśnie obie te
dyscypliny miały wspólny ewolucjonistyczny model
pojęciowy. Dopiero – jak zauważa Jerzy Szacki –
5
[ Pobierz całość w formacie PDF ]