[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Jeffrey Ford

ASYSTENTKA

PISARZA FANTASY

The Fantasy Writer’s Assistant.

PORTRET PANI

CHARBUQUE

The Portrait of Mrs. Charbuque

PRZEŁOŻYŁ

ROBERT WALIŚ

ASYSTENTKA
PISARZA FANTASY

Książkę dedykuję Jackowi i Derekowi -

oto kilka opowieści w zamian za wszystkie piękne historie,

które mi daliście.

PODZIĘKOWANIA

Mam olbrzymi dług wobec Michaela Swanwicka, który znalazł czas w swoim nieludzko napiętym harmonogramie, by napisać wprowadzenie do niniejszego zbioru. Jest wiele powodów, dla których każdy pisarz poczułby się zaszczycony takim wyróżnieniem, a dla mnie osobiście bardzo istotny jest fakt, że Michael napisał Jacka Fausta, jedną z moich ulubionych powieści, a także mnóstwo opowiadań, które wywarły duży wpływ na moje własne krótkie formy literackie. Jednakże pewnego wieczoru, gdy siedziałem obok niego podczas przyjęcia w restauracji, zrozumiałem, jaki powód jest najważniejszy. Michael spytał, czy czytałem Fritza Leibera. Nie czytałem. Opowiedział mi o nim oraz o Our Lady of Darkness. Wcześniej zawsze uznawałem Michaela za zagadkowego, ale tamtego dnia dostrzegłem u niego niezwykły entuzjazm i szczere podekscytowanie pisarstwem, czego próżno szukać u wielu młodych autorów. Później pomyślałem sobie: „Ten facet napisał więcej świetnych opowiadań, niż pięciu takich gości jak ja mogłoby napisać przez całe życie, co najmniej raz zdobył każdą liczącą się nagrodę, a jednak wciąż przepełnia go pasja”. Uważam to za wielką rzadkość.

Każdy pisarz, który miał szczęście współpracować z wydawnictwem Golden Gryphon, wie, że może się spodziewać pełnego profesjonalizmu i miłej atmosfery. Gary Turner i Marty Halpern są oddani misji wydawania cudownych książek. Szczególne podziękowania dla Marty’ego. Cóż mogę powiedzieć, ten człowiek to perfekcjonista w najlepszym znaczeniu tego słowa. Gdyby był Mojżeszem, Bóg znalazłby w swoich tekstach nieco poprawek. Jestem mu wdzięczny za czujność, poświęcenie oraz poczucie humoru.

Na końcu chciałbym podziękować swojemu agentowi, Howardowi Morhaimowi - zaufanemu przewodnikowi, oddanemu czytelnikowi, szczeremu krytykowi i czarodziejowi.

WPROWADZENIE

WSZECHOGARNIAJĄCA DZIWNOŚĆ JEFFREYA FORDA

Wszystko zaczyna się od snów. Jeffrey Ford powiedział mi, że wiele pomysłów na jego opowiadania pochodzi ze snów, a ja mu wierzę. Można to wyczuć. Jego opowieści unoszą się ponad rzeczywistością. Logika ich fabuł nie pochodzi ze świata jawy. Jest w nich niepokojące piękno, które cechuje najlepsze z sennych marzeń.

Jednakże, chociaż przełożenie nawet najbardziej bogatego snu na język literatury wymaga niezwykłych umiejętności, to gdyby te opowiadania nie były niczym więcej, nie pisałbym tego wprowadzenia. Stoi za nimi także przenikliwy intelekt.

Spójrzcie choćby na Reparatę. Zaczyna się głęboko w krainie snu, gdy Flam, tytułowany Najwyższym Władcą Następnego Tygodnia, stoi na pogrążonym w ciemności urwisku i łapie nietoperze na przynętę z much. To cudowny pomysł, ale niebezpieczny. W jednej chwili opowieść zostaje umiejscowiona tak daleko od znanej nam rzeczywistości, że obawiamy się, czy całkowicie nie wyrwie się spod kontroli i nie uleci w sferę czystego wymysłu. Okazuje się, że dzięki swym umiejętnościom i sprytowi Ford panuje nad sytuacją i ujmuje tekst w racjonalne ramy, być może nie do końca zakorzeniając go w rzeczywistości, ale z pewnością w regułach świata fantasy. Oto bogaty ekscentryk ustanowił monarchię absurdystyczną w zamku Reparata, gdzie zapewnia schronienie wyrzutkom i złamanym duszom. Prostytutka zostaje hrabiną, szaleniec Głównym Filozofem, a rabuś biskupem. Jednakże, gdy umiera królowa, Jego Królewska Mość popada w melancholię, która zagraża całej krainie, a Flam wyrusza na poszukiwanie uzdrowiciela.

W tej chwili wszyscy już wiemy, jak się potoczy fabuła, i czego powinniśmy się nauczyć (głównie w kwestii ludzi podejmujących narzucone im role). Tylko że opowieść zmierza w zupełnie innym kierunku. Ford przygotował dla nas ciekawsze obrazy i oryginalniejsze lekcje, które istnieją gdzieś pomiędzy płynną niepewnością czystej fantazji a nudną przewidywalnością konwencjonalnej sprawnie napisanej opowieści.

Czasami sny stają się koszmarami.

Pewien komiwojażer otwiera swoją skrzynkę, pokazując ludzki mózg pływający w butelce. Akcja Pływania w Lindrethool rozgrywa się w niedalekiej przyszłości, gdy nowe technologie uczyniły zbędnymi komputery oparte na krzemie. Jednak ci zaprawieni w bojach, cyniczni handlarze noszący identyczne kapelusze i mieszkający w tanich hotelach są żywcem przeniesieni z Ameryki w czasach Wielkiego Kryzysu. To szorstka fabuła w klimacie noir, w której nie brakuje odpowiednio mrocznego wątku miłosnego. Jest także obecna odrobina humoru. Slackwella, żałosnego sprzedawcę, będącego bohaterem opowiadania, spotyka seria niemal rytualnych upokorzeń, gdy atakuje go biskup, a pewna kura domowa o wyjątkowej odporności na techniki akwizytorów uderza go w nogę młotkiem. Koszmarna sytuacja Slackwella jest komiczna, podobnie jak jego uczucie, jednak humor zamiast łagodzić uczucie grozy, tylko je nasila.

Człowiek uwięziony w swojej pracy, mózg uwięziony w słoju, kobieta uwięziona w swoich snach. Czy mogłoby ich spotkać coś gorszego? Cóż... mogliby stracić złudzenia, które czynią ich życie znośnym. Mogliby zrozumieć, jak absurdalny jest ich los. Właśnie ta świadomość, a nie groźba śmierci czy rozczłonkowania, wisi nad tą opowieścią niczym miecz Damoklesa.

Pływanie w Lindrethool można uznać za horror albo (ze względu na cudownie niespodziewane szczęśliwe zakończenie) fantasy, bądź pozostać przy pierwszym skojarzeniu i określić je jako science fiction. Dzieła Forda nie dają się łatwo szufladkować. Wiele z nich można dopasować do każdej z tych trzech kategorii, lecz większość nie mieściłaby się w ramach którejkolwiek z nich. W ich towarzystwie rozmywają się granice między gatunkami.

Na przykład, w Podwieczorku z Juliuszem Verne’em bezimienny dziennikarz przeprowadza wywiad nie z pionierem gatunku science fiction, ale z czymś, co wygląda na fizyczną projekcję jego podświadomości. Mistrz realizmu zostaje wywrócony na lewą stronę i przekształcony w dadaistycznego dyrektora cyrku id. Bohaterowie opowieści gnieżdżą się w jego domu jak myszy i podobnie jak gryzonie trzeba je łapać i eksterminować. Ojciec w założeniu racjonalistycznego gatunku staje się maestro nielogiczności. Surrealizm, rekursywna krytyka, prosta literacka zabawa - cokolwiek to jest, daleko temu do SF, chyba że bardzo swobodnie pojmowanego.

To samo dotyczy Miasta Egzo-Szkieletów. Mimo że akcja opowiadania toczy się na obcej planecie, której atmosfera sprawia, że ludzie muszą nosić ochronne kombinezony, nie można go nazwać czystym science fiction, ponieważ wymyka się dosłownej interpretacji. Słyszałem, że Jeffreya Forda nazywa się „wytrawnym mącicielem”. Tym tekstem dowodzi on, że to prawda, gdyż wywraca wszystko do góry nogami. Jego ludzie zamieszkują wewnątrz filmowych gwiazd, przywdziewając egzo-szkielety imitujące Marylin Monroe, Humphreya Bogarta i inne ikony kultury. Skolonizowali gwiazdy, które w naszym świecie zawładnęły naszą wyobraźnią. Ich prawdziwa tożsamość pozostaje groźną tajemnicą. Wyobcowanie i niekończące się wygnanie typowe dla współczesnego miejskiego życia zostało symbolicznie przedstawione jako pogoń za produktem, który nie jest wart takiego poświęcenia.

Można by napisać pracę magisterską na temat obecnego w opowiadaniu metaforycznego rozrachunku z grzechami późnego kapitalizmu. Można także pozwolić się ponieść nierzeczywistej dziwaczności fabuły. Wspaniały tekst, niezależnie, do jakiego gatunku go przyporządkujemy.

Dzieła Forda zaskakują. Rozprawiają się ze wszystkimi założeniami. Stworzenie zaczyna się od katechizmu, wcielenia doktrynalnej pewności, ale już po chwili dotyka tajemnicy życia, by skończyć w krainie Niepoznanego. Młody narrator, działający pod wpływem wewnętrznego przymusu, którego nie rozumie, buduje człowieka z pnia drzewa leżącego w lesie. „Duży kawał kory, który odpadł z dębu, stał się głową. Na niej ułożyłem czerwone oczy z grzybków, grzybowe zakrzywione uszy oraz nos z suchego owocu. Usta wyciąłem scyzorykiem”. We śnie święty mówi mu, że jego stworzenie nosi imię Cavanaugh. Wkrótce Cavanaugh budzi się do życia i zaczyna nękać chłopca.

A może nie? Dowody nie są przekonujące. Poza tym, chłopak wkracza w wiek dojrzewania, więc pada ofiarą hormonalnych burz. Być może jego strach przed bezsensownym wszechświatem materializuje się w postaci drewnianej figury. Mimo że czytelnik widzi dwa możliwe odczytania opowieści, sam tekst nie wskazuje na żadne z nich. Nieważne, w co wierzycie, w fantazję albo przyziemność, w Boga albo Nicość, i tak patrzycie na ten sam świat.

Taki efekt - taniec dosłowności z symboliką - jest możliwy do osiągnięcia tylko w prozie. A proza Jeffa Forda jest wysoce idiosynkratyczna. Słowa zostają oddzielone od swoich pierwotnych znaczeń. Imię siostry Celliniego staje się nazwą zamku. Angielski przymiotnik dotyczący badań nad zagrożeniami przeludnienia zmienia się w nazwisko armeńsko-amerykańskiego naukowca. ...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • asael.keep.pl