[ Pobierz całość w formacie PDF ]
JOHN FLANAGAN
Z
WIADOWCY
K
SIĘGA
10
C
ESARZ
N
IHON
-J
A
Rangers Apprentice. The Emperor of Nihon-Ja
Tłumaczenie
Stanisław Kroszczyński
jaguar
R
OZDZIAŁ
1
Toscano
-
Avanti!
- głośna komenda rozległa się na placu ćwiczebnym; trzy szeregi zbrojnych ruszyły
naprzód. Za każdym krokiem podkute żelaznymi ćwiekami sandały uderzały o ziemię
jednocześnie, miarowym rytmem, któremu towarzyszył szczęk broni i wyposażenia. Już po
pierwszych stąpnięciach uniosła się chmura kurzu.
- Z daleka rzucają się w oczy - mruknął Halt.
Will zerknął na niego z ukosa. Uśmiechnął się.
- Może o to właśnie idzie.
Generał Sapristi, który zaaranżował dla nich ten pokaz toskańskiej musztry bojowej,
skinął z uznaniem głową.
- Młody dżentelmen się nie myli - stwierdził.
Halt uniósł brew.
- Może i się nie myli, bez wątpienia jest młody. Tylko co z niego za dżentelmen?
Sapristi zmieszał się lekko. Nawet po dziesięciu dniach przebywania w ich
towarzystwie wciąż jeszcze nie zdołał przywyknąć do nieustannej wymiany wesołych
docinków, wypowiadanych bezustannie przez obydwu dziwnych Aralueńczyków. Nie zawsze
potrafił się rozeznać, kiedy mówią poważnie, a kiedy tylko żartują. Niektóre słowa, gdyby
padły między Toskanami, doprowadziłyby niechybnie do bójki i rozlewu krwi, bowiem
przedstawiciele jego nacji słynęli z przerośniętej miłości własnej... A w każdym razie
przerastającej ich poczucie humoru. Tymczasem młody zwiadowca najwyraźniej nie poczuł
się nawet urażony.
- Aha,
signor
Halt - rzekł niepewnie generał. - To zapewne żart, tak?
- Żart? Nie - odparł Will. - Natomiast jemu się wydaje, że to śmieszne. Więc poniekąd
tak, to żart.
Sapristi uznał, że prościej będzie, jeśli wróci do kwestii omawianej przez zwiadowców
chwilę wcześniej.
- W każdym razie - oświadczył - stwierdziliśmy, że wznoszący się podczas przemarszu
naszych żołnierzy kurz często wystarcza, by skłonić nieprzyjaciela do ucieczki. Niewielu ma
odwagę stawić czoło naszym legionom w otwartej bitwie.
- Maszerują ładnie, to muszę przyznać - rzucił niedbałym tonem Halt.
Sapristi zerknął na niego; zdawał sobie sprawę, że jak dotąd pokaz nie uczynił na
siwobrodym Aralueńczyku większego wrażenia. Uśmiechnął się w duchu. Nie wątpił, że za
parę minut wszystko się zmieni.
- O, idzie Selethen - wtrącił Will; obaj pozostali spojrzeli w dół. Ujrzeli łatwo
rozpoznawalną ze względu na wysoki wzrost postać arydzkiego wodza, który zmierzał ku
trybunie, z której obserwowali plac manewrowy.
Selethen przebywał w Toscano jako przedstawiciel arydzkiego
emrikira,
by prowadzić
rokowania dotyczące handlowego i wojskowego paktu zawieranego z toskańskim senatem.
Toscano i Arydia wiodły ze sobą wojny od niepamiętnych czasów; ich kraje rozdzielały
jedynie niezbyt rozległe wody Morza Spokojnego. Tymczasem każda z tych krain posiadała
coś, czego potrzebowała druga. Pod piaskami Arydii kryły się pokłady czerwonego złota oraz
żelaza, potrzebnych Toskanom do finansowania i wyposażenia ich licznej armii. Co również
istotne, Toskanie znajdowali wciąż większe upodobanie w
kafay,
aromatycznej odmianie
kawy będącej specjalnością Arydów.
Mieszkańcy pustyni cenili zaś toskańskie tkaniny - delikatny len i bawełnę, tak
przydatne w pustynnym skwarze, oraz wyśmienitą oliwę z oliwek produkowaną w Toscano,
znacznie przewyższającą jakością ich lokalne produkty. Ponadto istniała stała potrzeba
uzupełniania stad owiec oraz kóz nowymi sztukami rozpłodowymi, jako że śmiertelność
wśród zwierząt na pustyni była wysoka.
W przeszłości oba narody walczyły, by te dobra zdobyć. Teraz jednak po obu stronach
doszli do głosu rozumniejsi przywódcy; postanowiono z wzajemną korzyścią zawrzeć sojusz
dla wymiany handlowej i bezpieczeństwa. Na wodach Morza Spokojnego grasowały smukłe,
zwrotne galery piratów, które atakowały statki kupieckie i zatapiały je, rabując wprzódy
przewożone towary.
Niektórzy mieszkańcy obu krajów z nostalgią wspominali dawne czasy, kiedy po
tutejszych wodach pływały wilcze okręty Skandian. Owszem, przybysze z dalekiej Północy
łupili miejscowych bezlitośnie, lecz jednak nie na taką skalę, jak działo się to obecnie, a przy
tym miejscowi rabusie znali mores dzięki skandyjskim rozbójnikom.
Jednak czasy się zmieniły. Skandianie zaczęli przestrzegać prawa. Ich oberjarl, Erak,
zorientował się, że od łupieskich wypraw większe profity przynosi wynajmowanie okrętów
innym krajom, pragnącym zapewnić bezpieczeństwo na swoich wodach przybrzeżnych.
Doszło więc do tego, że wilcze okręty zaczęły pełnić rolę morskiej policji w wielu częściach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]