[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ian Fleming
OÅšMIORNICA
przełożył: Jarosław Kotarski
Â
— Wiesz co? — spytał ośmiornicę major Dexter Smythe — jeśli mi się uda, będziesz dziś miała prawdziwą
ucztÄ™.
  Ponieważ oznajmiÅ‚ to gÅ‚oÅ›no, jego oddech zasnuÅ‚ mgÅ‚Ä… szkÅ‚o maski do nurkowania, a on sam zostaÅ‚ zmuszony do wynurzenia siÄ™, co nie byÅ‚o zbyt trudne biorÄ…c pod uwaÂgÄ™ fakt, że gdy stanÄ…Å‚ na pokrytym biaÅ‚ym piaskiem dnie woda, siÄ™gaÅ‚a mu zaledwie do ramion. ZdjÄ…Å‚ maskÄ™, splunÄ…Å‚ do jej wnÄ™trza, rozprowadziÅ‚ Å›linÄ™ po szkle starym zwyczajem pÅ‚etwonurków i zadowolony zaÅ‚ożyÅ‚ jÄ…, z poÂwrotem zanurzajÄ…c siÄ™ w wodÄ™.
Z otworu w rafie koralowej, tak jak poprzednio, obÂserwowaÅ‚o go oko umieszczone w faÅ‚dach brÄ…zowego worka. Teraz jeszcze dodatkowo wysuniÄ™ty, byÅ‚ koniec macki leniwie koÅ‚yszÄ…cej siÄ™ w wodzie jakby wÄ™szyÅ‚a, co nowego w okolicy. Smythe uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ z satysfakcjÄ… — jeszcze trochÄ™, może jeszcze z miesiÄ…c dodany do tych dwóch, które spÄ™dziÅ‚ na oswajaniu oÅ›miornicy i zakoÅ„czy siÄ™ to sukcesem. Ale wiedziaÅ‚, że nie bÄ™dzie miaÅ‚ tego miesiÄ…ca, a dziÅ› zaryzykować podanie wÅ‚asnej rÄ™ki zaÂmiast kawaÅ‚ka miÄ™sa na czubku harpuna, jak zwykÅ‚ to dotÄ…d robić, wydawaÅ‚o siÄ™ jeszcze zbyt wielkim ryzykiem. Nie mógÅ‚ jej jeszcze zaufać — istniaÅ‚o zbyt duże prawdopodobieÅ„stwo, że z dziury wyprysnÄ… pozostaÅ‚e macki owijajÄ…c siÄ™ wokół rÄ™ki, a wystarczyÅ‚o, by zostaÅ‚ pociÄ…gÂniÄ™ty nie wiÄ™cej niż o dwie stopy w gÅ‚Ä…b, by zawór maski zamknÄ…Å‚ siÄ™ automatycznie, co spowodowaÅ‚oby uduszenie siÄ™ jej wÅ‚aÅ›ciciela. Gdyby zaÅ› jÄ… zdjÄ…Å‚ skoÅ„czyÅ‚oby siÄ™ to utoniÄ™ciem — obie perspektywy niezbyt go ucieszyÅ‚y. OczywiÅ›cie miaÅ‚by czas, żeby przebić oÅ›miornicÄ™ harÂpunem, ale na taki okaz trzeba byÅ‚o wiÄ™cej niż jednego pchniÄ™cia. Co prawda perspektywa byÅ‚a nÄ™cÄ…ca — miaÅ‚ szanse 5:1, dokÅ‚adnie takie same, jak grajÄ…cy w rosyjskÄ… ruletkÄ™ i mogÅ‚oby to być szybkim rozwiÄ…zaniem kÅ‚opoÂtów, ale jeszcze nie teraz. Tym bardziej, że pozostawiÅ‚oÂby to nie rozwiÄ…zany problem, a obiecaÅ‚ profesorowi Bengry z Instytutu, że spróbuje mu pomóc. Powoli ruÂszyÅ‚ wzdÅ‚uż rafy nie odrywajÄ…c wzroku od dna — dziÅ› szukaÅ‚ tylko jednego ksztaÅ‚tu, jednego jedynego mieszÂkaÅ„ca tych okolic, który byÅ‚ równie brzydki, co groźny —             Scoropaena plumieri, jak nazwaÅ‚ go profesor, a ogólÂnie znanego jako ryba skorpion.
*
Emerytowany major Dexter Smythe, OBE, Royal Marines, byÅ‚ pozostaÅ‚oÅ›ciÄ… niegdyÅ› odważnego i rokujÄ…Âcego duże nadzieje oficera oraz przystojnego mÅ‚odzieÅ„Âca, majÄ…cego na koncie mnóstwo podbojów, szczególnie wÅ›ród kobiecych sÅ‚użb pomocniczych WREN, WRAC i ATS, zajmujÄ…cych siÄ™ Å‚Ä…cznoÅ›ciÄ… lub sekretariatem. TeÂraz miaÅ‚ pięćdziesiÄ…t cztery lata, byÅ‚ Å‚ysiejÄ…cym i coraz grubszym wrakiem po dwóch zawaÅ‚ach. Jego lekarz
—   Jimmy Greaves poznany w Queen's Club przy wysoÂkim pokerze — okreÅ›liÅ‚ ten drugi, który zdarzyÅ‚ siÄ™ ledwie miesiÄ…c temu, jako „drugie ostrzeżenie". Choć przyznać należy, że gdy byÅ‚ ubrany (a ubranie miaÅ‚ doskonaÅ‚e), z zakrytymi żyÅ‚ami na rÄ™kach i brzuchem opiÄ™tym gorsetem, major nadal byÅ‚ mile widzianym goÅ›Âciem na przyjÄ™ciu czy obiedzie na Północnym WybrzeÂżu.  Dla  znajomych  byÅ‚o  nie  wyjaÅ›nionÄ…Â Â tajemnicÄ…
—   dlaczego poza dwoma uncjami whisky i dziesięcioma papierosami, na które pozwalał mu lekarz, kopcił jak komin i co noc udawał się spać jeśli nie pijany, to przynajmniej uczciwie podpity.
Prawda byÅ‚a taka, że Dexter Smythe dotarÅ‚ do granicy samobójstwa. Powodów tego stanu rzeczy byÅ‚o wiele, choć część z nich byÅ‚a caÅ‚kiem nieskomplikowana. ByÅ‚ przykuty do Jamajki, której tropikalny klimat zupeÅ‚nie rozÅ‚ożyÅ‚ jego zdrowie, choć na pozór wydawaÅ‚o siÄ™, że doskonale go zakonserwowaÅ‚. DodajÄ…c do tego zadawÂnione uczucie winy, ogólnÄ… odrazÄ™ do wÅ‚asnej osoby i pustkÄ™ po Å›mierci Mary, byÅ‚ wypalonÄ… skorupÄ…, żyjÄ…cÄ… praktycznie przez przypadek i siÅ‚Ä… rozpÄ™du. Mary zmarÅ‚a dwa lata temu i od tego czasu nikogo nie obdarzyÅ‚ uczuciem. Co prawda, sam nie bardzo wiedziaÅ‚ czy jÄ… kochaÅ‚, ale od chwili jej Å›mierci brakowaÅ‚o mu jej miÅ‚oÅ›ci i troski, niejednokrotnie irytujÄ…cej, ale zawsze obecnej. Być może mógÅ‚by ten brak zastÄ…pić przyjaciółmi spoÅ›ród dawnych wojskowych, teraz wÅ‚aÅ›cicieli ziemskich czy poÂlityków, ale dziÄ™ki różnym czynnikom wewnÄ™trznym niÂgdy o nich nie zabiegaÅ‚ i, praktycznie rzecz biorÄ…c, takich przyjaciół nie miaÅ‚. W efekcie doprowadziÅ‚o go to prostÄ… drogÄ… do butelki — byÅ‚ Å›miertelnie znudzony i gdyby nie jedna jedyna sprawa, dawno poÅ‚knÄ…Å‚by zawartość butelki z barbituranami, którÄ… bez wiÄ™kszych problemów uzyskaÅ‚ od lokalnego lekarza. I tak lina ratunkowa, która utrzyÂmywaÅ‚a go na granicy życia byÅ‚a nader cienka.
Ostre picie doprowadza bowiem do wyodrÄ™bnienia siÄ™ u osób pijÄ…cych jednej z czterech postaw: sangwinika, flegmatyka, choleryka i melancholika. Pijak sangwinik dochodzi do punktu, w którym zwycięża histeria i zidioÂcenie, flegmatyk zapada w bagno ponuroÅ›ci, choleryk to po pijanemu typowy zawadiaka, któremu rysownicy poÂÅ›wiÄ™cili niezliczone iloÅ›ci dowcipów i który wiÄ™kszość trzeźwych dni spÄ™dza na odsiadywaniu wyroków za uszkodzone zdrowie czy mienie, zaÅ› melancholik zostaje sprowadzony do rozpamiÄ™tywania przeszÅ‚oÅ›ci, rozczulaÂnia siÄ™ nad sobÄ… i rzewnych Å‚ez zwiÄ…zanych z tymi temaÂtami.
Major Smythe był melancholikiem, który zapadał w fantazję osnutą wokół ptaków i ryb zamieszkujących pięć akrów Warelets (jak nazywał tereny otaczające willęwraz z plażą i rafą koralową ciągnącą się wzdłuż brzegu). Szczególnymi jego ulubieńcami stały się ryby, do których przemawiał i które traktował jak ludzi. Ponieważ ryby raf koralowych nie opuszczają zazwyczaj swych terytoriów, podobnie jak czyni to większość małych ptaków, po dwóch latach znał je wszystkie, darząc głębokim uczuciem i wierząc głęboko, że one także go kochają.
One z caÅ‚Ä… pewnoÅ›ciÄ… go znaÅ‚y, podobnie jak przymusoÂwi mieszkaÅ„cy zoo znajÄ… swoich opiekunów, gdyż zjawiaÅ‚ siÄ™ codziennie, bÄ™dÄ…c regularnym zaopatrzeniowcem w Å›wieży pokarm od alg zaczynajÄ…c, a na miÄ™sie koÅ„czÄ…c. Normalne też byÅ‚o, że gdy pÅ‚ynÄ…Å‚ tak jak teraz, wzdÅ‚uż rafy i kanałów prowadzÄ…cych w gÅ‚Ä™biny, różnokolorowe towarzystwo bez lÄ™ku krÄ™ciÅ‚o siÄ™ wokół peÅ‚ne wyczekiwaÂnia, skubiÄ…c od czasu do czasu harpun, który kojarzyÅ‚ im siÄ™ jedynie z widelcem, zaglÄ…dajÄ…c w szkÅ‚o maski lub lekko podszczypujÄ…c jego nogi.
Część umysÅ‚u majora rozpoznawaÅ‚a i witaÅ‚a (choć bezÂgÅ‚oÅ›nie) różnobarwnych tubylców. Jednak przede wszystkim byÅ‚ on zainteresowany czymÅ› innym — znalezieniem i zabiÂciem swego jedynego wroga na rafie — ryby skorpiona.
Ryby te zamieszkujÄ… wiÄ™kszość poÅ‚udniowych mórz Å›wiata i choć różniÄ… siÄ™ nieco wyglÄ…dem i zwyczajami, to pewne generalia sÄ… niezmienne niezależnie od terytorium. Odmiana, która żyje w wodach Indii Wschodnich mierzy zaledwie dwanaÅ›cie cali i waży niewiele ponad jeden funt, ale mimo to jest jednÄ… z najgroźniejszych i najbrzydszych istot zamieszkujÄ…cych wody, jakby sama natura ostrzegaÂÅ‚a przed zagrożeniem z jej strony. Ma brÄ…zowoszarÄ… barÂwÄ™ i dużą, kanciastÄ… gÅ‚owÄ™ o ostro zarysowanych naroÅ›Âlach, do zÅ‚udzenia przypominajÄ…cych krzaczaste brwi ociÂeniajÄ…ce wÅ›ciekÅ‚e, czerwone oczy. Nakrapiany grzbiet i neutralny kolor doskonale maskuje jÄ… wÅ›ród raf koraloÂwych, a choć niezbyt wielka, jest silnie uzÄ™biona. Posiada też paszczÄ™, w której pomieÅ›cić siÄ™ mogÄ… w caÅ‚oÅ›ci nieÂktórzy z mniejszych od niej mieszkaÅ„ców tej okolicy. NazwÄ™ swÄ… jednakże zawdziÄ™cza czemuÅ› innemu — pÅ‚etÂwa grzbietowa mogÄ…ca podnosić siÄ™ w razie potrzeby, a wÅ‚aÅ›ciwie pierwszy jej czÅ‚on, dziaÅ‚a na zasadzie strzykawki zaopatrzonej w truciznÄ™, zdolnÄ… zabić w krótkim czasie czÅ‚owieka. Szczególnie jeÅ›li trafi w żyÅ‚Ä™ lub w okolice serca. Wtedy wystarczy tylko draÅ›niÄ™cie. Jest o wiele gorszym zagrożeniem dla pÅ‚ywaka niż barrakuda czy reÂkin. Przyzwyczajona, że omijajÄ… jÄ… inne ryby, tak dziÄ™ki kamuflażowi jak i potężnej broni, nie ucieka przed niÂczym, nie liczÄ…c bezpoÅ›redniego dotkniÄ™cia czy bardzo bliskiego kontaktu, a i wtedy przeważnie rzuca siÄ™ do ataku, a nie do ucieczki. Na piasku wyglÄ…da jak fragÂment poroÅ›niÄ™tego korala, na rafie jest prawie niezauwaÂżalna. Major Smythe zdecydowany byÅ‚ znaleźć jÄ…, zabić i poczÄ™stować niÄ… swojÄ… ulubienicÄ™, OsmiorniczkÄ™. Celem eksperymentu, o który prosiÅ‚ go Bengry byÅ‚o stwierdzeÂnie, czy ta przyjmie ten rodzaj pokarmu czy też go odÂrzuci rozpoznajÄ…c zagrożenie, czy spożyje w caÅ‚oÅ›ci lub części, jeÅ›li zajdzie ta pierwsza ewentualność i w koÅ„cu, czy trucizna wywrze na niÄ… jakikolwiek efekt.
Ponieważ dzisiejszy dzieÅ„ byÅ‚ poczÄ…tkiem koÅ„ca majoÂra Smythe'a i mógÅ‚ być koÅ„cem oÅ›miorniczki, postanowiÅ‚ znaleźć odpowiedź na te pytania i pozostawić po sobie choć tak nikÅ‚Ä… pamiÄ…tkÄ™, jak niewielka notatka w zakuÂrzonym archiwum Instytutu BadaÅ„ Å»ycia Morskiego.
A wszystko dziÄ™ki temu, że od paru godzin jego i tak nieciekawa egzystencja na tym bożym Å›wiecie zmieniÅ‚a siÄ™ znacznie i to zdecydowanie na gorsze — tak zdecydowaÂnie, że przy niejakim szczęściu za parÄ™ tygodni mógÅ‚ oczekiwać kary dożywotniego wiÄ™zienia. Za parÄ™ tygodni, gdyż wymiana depesz miÄ™dzy Gubernatorem, Secret Service, Scotland Yardem i ProkuraturÄ… nie mogÅ‚a być zaÅ‚aÂtwiona w krótszym czasie, a przy szczęściu, gdyż mogÅ‚o siÄ™ skoÅ„czyć karÄ… Å›mierci.
I pomyÅ›leć, że zawdziÄ™cza to tylko i wyÅ‚Ä…cznie jednemu czÅ‚owiekowi o nazwisku Bond, komandor James Bond, który pojawiÅ‚ siÄ™ rankiem o dziesiÄ…tej trzydzieÅ›ci w takÂsówce z Kingston...
DzieÅ„ rozpoczÄ…Å‚ siÄ™ normalnie — wstaÅ‚ na kacu, poÅ‚knÄ…Å‚ parÄ™ panadoli (stan serca nie pozwoliÅ‚ mu na używanie aspiryny), ogoliÅ‚ siÄ™ i na tarasie spożyÅ‚ Å›niaÂdanie, po czym przez kilka godzin jego resztkami doÂkarmiaÅ‚ ptaki. NastÄ™pnie spożyÅ‚ przepisanÄ… porcjÄ™ leÂków nasercowych i do okoÅ‚o jedenastej zabijaÅ‚ czas lekturÄ… „Daily Gleanera". Czas ten sam sobie wyznaÂczyÅ‚ jako poczÄ…tek pierwszego drinka, a parÄ™ miesiÄ™cy temu przesunÄ…Å‚ go na dziesiÄ…tÄ… trzydzieÅ›ci. WÅ‚aÅ›nie nalaÅ‚ sobie pierwszÄ… tego dnia brandy zmieszanÄ… z piÂwem, gdy usÅ‚yszaÅ‚ zajeżdżajÄ…cy przed dom samochód.
Runa, jego kolorowa gosposia, pojawiła się w chwilę później w ogrodzie oznajmiając:
—     Jakiś pan do pana, sir.
—     Jak się nazywa?
—     Nie mówiÅ‚. On powiedziaÅ‚, żebym panu powtóÂrzyÅ‚a, że przybywa z UrzÄ™du Gubernatora.
—             Dobrze, wprowadź go do livingroomu i poÂwiedz, że za chwilÄ™ bÄ™dÄ™.
Nie liczÄ…c szortów nie miaÅ‚ na sobie nic, toteż poÅ›pieÂszyÅ‚ do sypialni gdzie rozczesaÅ‚ rozwichrzone resztki owÅ‚oÂsienia i zaÅ‚ożyÅ‚ szare spodnie i biaÅ‚Ä… koszulÄ™. Przez caÅ‚y czas zastanawiaÅ‚ siÄ™, o co tu, do diabÅ‚a, chodzi.
Ledwie znalazÅ‚ siÄ™ w pokoju i zobaczyÅ‚ wysokiego mężÂczyznÄ™ w granatowym tropikalnym ubraniu spoglÄ…dajÄ…ceÂgo przez okno na morze, przeczuÅ‚ zÅ‚e nowiny. A gdy ten siÄ™ odwróciÅ‚, przyglÄ…dajÄ…c mu siÄ™ poważnymi, szaroniebieskimi oczyma i nie odpowiadajÄ…c na radosny uÅ›miech, wiedziaÅ‚, że sÄ… to oficjalne zÅ‚e nowiny. PoczuÅ‚, jak coÅ› zimnego wÄ™druje mu po krÄ™gosÅ‚upie — „Oni" jakimÅ› cudem odkryli prawdÄ™.
—             Witam — odezwaÅ‚ siÄ™ uprzejmie. — Rozumiem, że przybywa pan od Gubernatora. Jak siÄ™ miewa sir KenÂneth?
JakoÅ› automatycznie nie podali sobie rÄ…k.
—             Nie spotkałem go. Przybyłem tu wczoraj i cały czas przebywałem w innych rejonach wyspy. Nazywam się Bond, James Bond i jestem z Ministerstwa Obrony.
Major Smythe dobrze pamiÄ™taÅ‚ stary eufemizm oznaÂczajÄ…cy Secret Service.
—      O, stara firma? — spytał z wymuszoną swobodą. Pytanie zostało zignorowane.
—      Czy jest tu gdzieÅ› miejsce, w którym możemy spoÂkojnie porozmawiać? — spytaÅ‚ Bond w zamian.
—      WszÄ™dzie gdzie pan ma ochotÄ™. Tutaj albo w ogroÂdzie. Napije siÄ™ pan czegoÅ›? Rum i piwo to lokalna trucizna. Ja wolÄ™ samo piwo — kÅ‚amstwo przeszÅ‚o z bezbolesnÄ… wprawÄ… starego pijaka.
—      Dziękuję. W takim razie możemy porozmawiać tutaj.
Bond oparÅ‚ siÄ™ o mahoniowÄ… ramÄ™, a sam gospodarz usiadÅ‚ wygodnie w fotelu przerzucajÄ…c nogÄ™ przez jego oparcie, przysuwajÄ…c sobie podrÄ™czny ochÅ‚adzacz i umieÂszczajÄ…c w otworze szklankÄ™ z napojem.
—      W czym mogÄ™ panu pomóc? — spytaÅ‚. — CoÅ› niemiÅ‚ego na Północnym Wybrzeżu? Z przyjemnoÅ›ciÄ… paÂnu pomogÄ™. Co . prawda moje dni w firmie to odlegÅ‚a przeszÅ‚ość, ale co nieco pamiÄ™tam stare metody.
—      Mogę zapalić? — w dłoni mężczyzny pojawiła się stalowa papierośnica o pojemności pół setki papierosów i ta oznaka innego, ale też silnego nałogu rozluźniła nieco gospodarza.
—      Proszę bardzo — zrobił ruch ku leżącej opodal zapalniczce.
—      DziÄ™ki, nie trzeba — James zdążyÅ‚ już zapalić. — Nie, to z czym przychodzÄ™ to nic lokalnego. PrzybyÂÅ‚em tu, przysÅ‚ano mnie, by prosić pana o przypomnienie sobie pracy w sÅ‚użbie pod koniec wojny... Szczególnie czasów, gdy pracowaÅ‚ pan w Oddziale do ZadaÅ„ RóżÂnych — Miscellaners Objectives Bureau.
Smythe roześmiał się ostro — wiedział! Wiedział to z całkowitą pewnością, ale gdy to usłyszał, coś zmusiło go do tego śmiechu, tak jak nagły cios zmusza do jęku.
—             Oczywiście, stare, poczciwe MOB — roześmiał się ponownie czując znajomy ból rodzący się w lewej części klatki piersiowej i błyskawicznie ogarniający ją całą.
DrżącÄ… dÅ‚oniÄ… wyciÄ…gnÄ…Å‚ z kieszeni fiolkÄ™ i wysypaÅ‚ jej zawartość na oparcie fotela, kÅ‚adÄ…c maÅ‚Ä…, biaÅ‚Ä… tabletkÄ™ nitrogliceryny pod jÄ™zyk. Z pewnÄ… dozÄ… przyjemnoÅ›ci obserwowaÅ‚ jak tamten spręża siÄ™ widzÄ…c jego postÄ™poÂwanie — jeszcze nie zażyÅ‚ trucizny, jeszcze nie...
—     Serce — wyjaÅ›niÅ‚ cicho. — Efekty przyjÄ™cia w Jamaica Inn, wczoraj... powinienem wreszcie przestać myÅ›Âleć, że mam ciÄ…gle dwadzieÅ›cia pięć Å‚at. WracajÄ…c do MOB, to nie sÄ…dzÄ™, żeby wielu z nas pozostaÅ‚o. Piszecie oficjalnÄ… historiÄ™ OddziaÅ‚u?— PoczuÅ‚ jak ból cofa siÄ™ do swego legowiska.
—     Niezupełnie o to chodzi.
—     MyÅ›lÄ™, że pan wie, że to ja pisaÅ‚em kronikÄ™ i proÂwadziÅ‚em dziennik jednostki w czasie wojny. WÄ…tpiÄ™, czy po tak dÅ‚ugim czasie zdoÅ‚am coÅ› do tego jeszcze dodać.
—             Naprawdę nic? Chodzi mi zwłaszcza o operację w Tyrolu. Miejsce nazywa się Ober Aurach, leży o milę
na wschód od Kitzbiihel.
Jedna z nazw, z którÄ… żyÅ‚ przez wszystkie te lata, której wspomnienie ciÄ…gle go przeÅ›ladowaÅ‚o, spowodoÂwaÅ‚a kolejny wybuch chrapliwego Å›miechu.
—      Nigdy pan nie widziaÅ‚ takiego bajzlu. Wszyscy ci twardziele z Gestapo i ich archiwa. Wszyscy pijani w sztok, ale ich papiery Å‚adnie pochowane i w idealnym porzÄ…dku. Dali je nam bez żadnych problemów, liczÄ…c pewnie na Å‚agodne traktowanie. DokÅ‚adnie wszystko przejrzeliÅ›my, a ich odwieźliÅ›my do obozu w MonaÂchium. Ostatnie, co o nich sÅ‚yszaÅ‚em, to wyniki procesu. WiÄ™kszość chyba powieszono za zbrodnie wojenne. PaÂpiery przekazaliÅ›my Kwaterze Głównej w Salzburgu... potem byÅ‚a dolina Mittersill i nastÄ™pna kryjówka — Smythe pociÄ…gnÄ…Å‚ z ochÅ‚odzonej szklanki i zapaliÅ‚ papierosa. — To wszystko na ten temat.
—      ByÅ‚ pan wtedy Numerem Drugim w zespole, prawÂda? DowódcÄ… byÅ‚ Amerykanin, puÅ‚kownik King z armii Pattona.
—        Zgadza się. Całkiem przyjemny facet z wąsikiem, co nie bardzo pasowało do Amerykanina. Znał się doskonale na lokalnych winach.
—   W swoim raporcie z tej operacji napisaÅ‚, że przekaÂzaÅ‚ panu te dokumenty do wstÄ™pnej oceny, ponieważ w zespole byÅ‚ pan ekspertem od niemieckiego. OddaÅ‚ mu je pan z komentarzami, prawda? — Bond przerwaÅ‚ na chwilÄ™ i dodaÅ‚ — wszystkie?
—   OczywiÅ›cie — Smythe zdawaÅ‚ siÄ™ nie zauważać aluÂzji. — To byÅ‚y w wiÄ™kszoÅ›ci listy nazwisk. Jak sÅ‚yszaÅ‚em, kontrwywiad w Salzburgu wiele z nich wykorzystaÅ‚. UżyÂto ich w trakcie procesów norymberskich... Tak, to byÅ‚y piÄ™kne dni. Najlepsze w moim życiu... Kobiety, wino i Å›piew... tak to wyglÄ…daÅ‚o.
W tej ostatniej kwestii mówiÅ‚ caÅ‚kowitÄ… prawdÄ™ — do tysiÄ…c dziewięćset czterdziestego piÄ…tego roku wojna byÅ‚a niebezpieczna i zupeÅ‚nie nie przypominaÅ‚a majówki. KieÂdy w tysiÄ…c dziewięćset czterdziestym pierwszym roku utworzono Royal MarinÄ™ Commando, zgÅ‚osiÅ‚ siÄ™ na ochotnika i zostaÅ‚ przyjÄ™ty. Potem przeniesiono go do Sztabu Operacji PoÅ‚Ä…czonych pod dowództwem późniejÂszego Lorda Mountbatten of Burma, gdzie jego doskoÂnaÅ‚y niemiecki (matka pochodziÅ‚a z Heidelbergu) spowoÂdowaÅ‚, że dostaÅ‚ niezbyt przyjemne zadanie — uczestniczyÅ‚ w rajdach za kanaÅ‚ La Manche jako tÅ‚umacz i osoba na gorÄ…co przesÅ‚uchujÄ…ca zÅ‚apanych jeÅ„ców. Przez dwa lata dopisywaÅ‚o mu szczęście. PrzeżyÅ‚ je bez kalectwa i zdobyÅ‚ wojskowy Order of the British Empire, który podczas tej wojny byÅ‚ dość rzadko przyznawany. Później, gdy wynik wojny byÅ‚ już wiadomy i walki zaczęły przenosić siÄ™ na rdzenne terytorium Niemiec, utworzono MOB. UtworzyÅ‚y je wspólnie Operacje Mieszane i Secret Ser-vice, a on otrzymaÅ‚ czasowy stopieÅ„ puÅ‚kownika i poleceÂnie utworzenia zespoÅ‚u, który, już po upadku Niemiec, zajÄ…Å‚by siÄ™ odnajdywaniem skrytek Abwehry i Gestapo. UsÅ‚yszaÅ‚a o tym OSS i dziÄ™ki swym wpÅ‚ywom i amerykaÅ„Âskiemu czynnikowi w dziaÅ‚aniach wojennych wÅ‚Ä…czyÅ‚a siÄ™ do operacji, czego rezultatem byÅ‚o powstanie nie jednego, lecz szeÅ›ciu zespołów, które w dniu zawieszenia broni ruszyÅ‚y do akcji na terenach Austrii i Niemiec.
...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]