[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Stanisława Fleszerowa-Muskat
Milionerzy
PRZEDMOWA
Milionerzy
są powieścią pisaną specjalnie dla radia z zachowaniem
normalnej struktury powieściowej przy najbardziej dla radia odpowiedniej
formie słuchowiska. Dwadzieścia cztery odcinki
Milionerów
były
półgodzinnymi jednoaktówkami, utrzymując się w pełni w gatunku radiowego
teatru.
Zrezygnowałam z wprowadzenia opisu - tekstu narracyjnego -
stosowanego nieraz w powieści radiowej dla pogłębienia przeżyć psychicznych
bohaterów (Kuncewiczowa, Boguszewska).
Wszystko, co dzieje się w
Milionerach,
wyrażone jest dialogiem,
wyłącznie dialog konstruuje portret psychiczny postaci, dialog zarysowuje
konflikty. Wielkie zaufanie do wyobraźni słuchacza kazało mi wyzbyć się
jakichkolwiek uzupełnień pomocniczych w dążeniu do rzeczy w radio
najcenniejszej: doraźności dziania się, urealnienia fikcji literackiej, włączenia
słuchaczy w akcję przez uczuciowe uczestniczenie w niej.
W powieści radiowej, ukazującej się w formie książki, rygor tego gatunku
staje się jeszcze surowszy. Słowo dialogu jest już tylko słowem drukowanym.
Odpada dźwięk - ten niezastąpiony komentarz radiowy, akustyczna ilustracja
tła, umiejscowienie akcji - wreszcie sam głos aktora, jego barwa i szczególne
cechy, tak bardzo nieraz przywiązujące słuchaczy do postaci powieści. Aby
więc nie zatracić jasności akcji i przejrzystości dialogu, musiałam w wydaniu
książkowym
Milionerów
wprowadzić minimalny opis, zastępujący niejako
uwagi autora pod adresem reżysera radiowego.
Słuchacze bardzo przywiązali się do
Milionerów.
Świadczą o tym listy,
które nadeszły do Polskiego Radia w Gdańsku i które
„zmusiły” rozgłośnię do kontynuacji losów bohaterów w następnej mojej
powieści radiowej
Kochankowie róży wiatrów.
Ujawniła się przy tej okazji prawda stara i zawsze cenna, że ludzie lubią
odnajdywać w konfliktach powieściowych swoje własne losy, muszą czuć, że
pisze się nie tylko dla nich, ale i o nich. Akcja
Milionerów,
osnuta wokół
budowy pierwszego polskiego zbiornikowca na Stoczni Gdańskiej, nie tylko nie
odstraszyła słuchaczy, lecz pozwoliła im wszystkie związane z tym wielkim
wydarzeniem sprawy uznać za swoje, bliskie i ważne. Był to triumf nie tyle
powieści, jej realizacji radiowej - pracy reżysera i aktorów - ile samych
słuchaczy, którzy wykazali tak silne, tak serdeczne powiązanie ze swoim
terenem i jego problemami.
Miło mi - nie po raz pierwszy - stwierdzić, że od pewnego momentu stali
się oni niejako współtwórcami powieści, wspierając mnie w trakcie jej
tworzenia swoją życzliwością, niekiedy radą, a przede wszystkim
przywiązaniem do
Milionerów.
Stanisława Fleszarowa-Muskat
I
Jeszcze nie wiem, kim oni są. Jeszcze ich szukam. Szukam i wypatruję
wśród wielu ludzi, z którymi stykam się w ciągu dnia.
Kiedy jadę kolejką i patrzę na twarz siedzącej przede mną młodej kobiety,
myślę: może ona? Może to tamten człowiek w popielatej kurtce, który zapalił
właśnie papierosa? Może to ten staruszek pod oknem, który czyta gazetę?...
Wciąż jeszcze jest przede mną sprawa najtrudniejsza: muszę w y b r a ć czyjeś
życie i otworzyć je przed tysiącami słuchaczy i czytelników, otworzyć je na
oścież.
Jest coś pasjonującego w podpatrywaniu cudzego życia. Ale jest i strach,
strach bezsilnego świadka.
Bo może się zdarzyć, że tym ludziom zacznie dziać się krzywda, że - co
gorsza - sami będą krzywdzić się nawzajem, że zagrozi im jakieś
niebezpieczeństwo, a my nie będziemy mogli im pomóc, nie będziemy mogli
ich ostrzec ani powstrzymać i stać nas będzie tylko na bezczynne przyglądanie
się wszystkiemu, czym obdarzy ich los.
Ostrzegam was - to nie wy wtargniecie w życie tych ludzi, to oni wtargną
w wasze.
Aby nie groziły nam jednak zbyt przykre niespodzianki, uczynię
bohaterami mojej powieści ludzi szczęśliwych, prawdziwych życiowych
milionerów. Obdarzę ich miłością najbliższych, otoczę szacunkiem,
powodzeniem i sympatią. Mam nadzieję, że tego nie zmarnują.
Czego im jeszcze może brakować? Mieszkają w tak pięknym mieście!
Kiedy rano wychodzą z domów, kłania im się wieża kościoła Marii Panny,
płynąca zielonymi kanałami Radunia przyśpiewuje ich krokom, a wieczorem
podlewają kwiaty na kolorowych balkonach pięknych nowych domów przy
ulicy Chleb-nickiej. Kramarskiej, Lawendowej i Rajskiej...
- Panie doktorze, pan, zdaje się, mieszka na Rajskiej?
Tak, Rajska 2.
- Czy zgadza się pan zostać bohaterem mojej powieści radiowej?
- Ja? Co ciekawego widzi pani we mnie?
- Nic. Absolutnie nic.
- Cóż ze mnie za bohater powieści? Jestem lekarzem na stoczni. Moje
zajęcie nie jest tak błyskotliwe, jak zawód słynnego chirurga czy kardiologa.
Lekarz rejonowy na stoczni to chodząca proza.
- Ale lubi pan swoją pracę?
- To nie tak trzeba nazwać. Ja po prostu czuję się użyteczny.
Udzielam ludziom pomocy wtedy, kiedy jej najbardziej potrzebują.
To stwarza niewątpliwie uczucie życiowej satysfakcji.
- Co zechciałby pan jeszcze powiedzieć mi o sobie?
- Uprzedzałem panią z góry, że się pani mną rozczaruje.
Naprawdę jestem chodzącą prozą: żonaty, zakochany we własnej żonie,
ubóstwiający syna... O, Krzysztof jest wspaniały! Szkoda, że go pani nie może
zobaczyć!
- Skąd pan wie, że go za chwilę nie zobaczę? Ile ma lat?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]