[ Pobierz całość w formacie PDF ]
HERMAN ANDREWFirkin #4 666 stopniFahrenheitaANDREW HERMANDla przez nikogo nieopiewanych bohaterow wielkiego Legendarnego zespolu. Bez zmasowanych sil pelnych poswiecenia entuzjastow, ktorzy tworza brytyjskie wydawnictwo Random House, zapewne pozostawalbym bez pracy... a wy zapewne nie czytalibyscie tych slow.Kilka specjalnych "dziekujow" dla Johna, Nicoli i Julesa z Kacika Wydawniczego. Najnizsze uklony. Dla Kate i Tracey z Kacika Reklamy i Rozwiazywania Problemow. Hurraa! Dla Dennisa i jego ludzi z Dzialu Graficznego gromkie brawa! No i ogromne "cmokl" dla wszystkich zaangazowanych w Wysylanie Ksiazek na Polki. Niech wystapia Ron, Paul, Michael, Kate G., Graha, Rod, Mike, David, Gili, Kate R., Peter, Debbie, Alan, Jeremy Chris i Arne. Tak trzymac, prosze... Slysze kroki dyrektora banku...Na koniec bardzo szczegolny i zdecydowanie zalegly pisk publicznego zachwytu dla faceta, bez ktorego moje ksiazki z pewnoscia nie bylyby ani w polowie takie sliczne. Dla artysty, ktoremu po tych wszystkich plomieniach nie zostal juz ani kolor zolty, ani pomaranczowy. Dzieki, Mick. A jesli chodzi o nastepna okladke...Rozdzial pierwszy Wladza nad ssakamiOtworzyl oczy, spojrzal w lustro i uznal, ze polubi bycie kobieta. Zwlaszcza odziana w tak interesujaca bielizne. Czekaly go trzy tygodnie totalnej nimfoma-niackiej przyjemnosci, a on byl bezwzglednie zdecydowany wykorzystac kazda minute rozpusty do maksimum. Wczesniej jednak musial zorientowac sie w kilku kwestiach - tak przynajmniej twierdzila wakacyjna broszura. Punkt pierwszy: uwodzenie.Wyprobowal odrzucanie w tyl dlugich do pasa jasnoblond wlosow, zatrzepotal trzycalowymi kruczoczarnymi rzesami i sprobowal wydac przecudne wargi. Nic z tego. Piecset lat harowki kilofem w parnych kopalniach Hadesji jakos nigdy nie stworzylo mu okazji do tego typu prob. Problemem byly chociazby zeby. Nauka zmyslowego wydymania warg przy ustach pelnych zoltawych klow i podbrodku w kolorze zniszczonego skorzanego fotela nie nalezy badz co badz do najprostszych zadan. Demon uznal, ze chwilowo da sobie spokoj z wydymaniem warg i skoncentruje diabelskie wysilki na opracowaniu zabojczo kokieteryjnego chichotu.Nie bez niepokoju wciagnal powietrze gleboko do pluc, oszolomiony wzrastajacym powoli usciskiem bielizny, ktora wzmacnialy fiszbiny i mnostwo interesujaco umiejscowionych ramiaczek. W umysle stworzyl wizje dzwieku, jaki ma zamiar wydac ze swych przeslicznie kobiecych ust - lagodny, stosowny pisk, swobodnie wzrastajacy o oktawe, zakonczony gwaltownym wdechem. Niepokojacy, lecz pociagajacy (w nieodparcie uroczy sposob), gwarantowac mial sklonienie tlumow podnieconych konkurentow do masowego oblegania drzwi.Nikt z wyjatkiem demona nie uznalby tego, co opuscilo jego gardlo, za melodyjne. Mowiac szczerze, stado oslow w rzezni brzmialoby w porownaniu z tym dzwiekiem jak orkiestra symfoniczna. 0 dziwo jednak, wysilki nie poszly na marne.Demon z usmiechem niecierpliwosci na obliczu drzal z podniecenia, nasluchujac dudniacych w korytarzu krokow. Nonszalancko oblizal maly palec, prze-3jechal nim po wyskubanej ze smakiem brwi i wygladzil przod halki.Kilka sekund pozniej drzwi wylecialy z zawiasow i do srodka wpadla horda gotowych na wszystko mezczyzn. Demon uniosl brew, gdy dostrzegl, ze wszyscy odziani sa w habity. Wiedzial, ze w Poludniowej Hedonii odchodza niezle numery, ale zeby habity? Nic to, raz sie zyje...-Czolem, kochaniutcy! - zawolal zmyslowo. Podloga dudnila piekielnymhalasem, lecz oni wciaz nadchodzili.General Synod w kompletnych karmazynowych szatach wlasciwych dla jego urzedu wpadl do pokoju, ostrzeliwujac sie szerokimi strumieniami stuprocentowej Wody Swieconej. Zza jego plecow wyskoczylo trzech mnichow, ktorzy chwycili groteskowo mizdrzaca sie kobiete i zaciagneli ja, wierzgajaca i krzyczaca, na lozko. Ludzie z klasztoru wiedzieli, ze dorwali kolejna ofiare na goracym uczynku.Przytloczony demon z Hadesji zatrzepotal rzesami. Nie spodziewal sie, ze kokieteryjny chichot okaze sie az tak skuteczny. W kazdym razie - ze okaze sie taki bez odpowiednich cwiczen.Dopiero gdy paski zacisnely sie wokol jego nadgarstkow i kostek, swiece zaplonely, a na przenosnym polowym oltarzu pojawilo sie kadzidlo, demon doszedl do wniosku, ze byc moze - choc wcale niekoniecznie - sprowadzilo ich tu cos innego niz wieczorna pokusa.General Synod rozpromienil sie usmiechem fanatyka i wyrzekl slowa przyprawiajace o drzenie serca kazdego demona na wakacjach:-W porzadku, panowie, gotowi do egzorcyzmow?Dla Demona Alhfa nastepne poltorej godziny zmienilo sie w czyste pieklo.Po drugiej stronie nieskazitelnie bialych talpejskich szczytow zagniezdzila sie niczym dlugi na tysiac stop, rozedrgany smok rojna masa zwana Cranachanem.W tym wlasnie momencie gleboko wewnatrz poskrecanych jelit Cranachanu dalo sie slyszec ciezkie, zaprawione alkoholem i nuta przygnebienia westchnienie.Wielce Wielebny Hipokryt III z ponura mina odkorkowal druga butelke wina mszalnego, ktorego data poswiecenia ginela w pomroce dziejow, nalal sobie kolejnego solidnego kielicha i siedzial smetnie w samym srodku cuchnacego szczurami chaosu zakrystii. Z ciemnosci wystawala para drgajacych wasikow, ktorych wlasciciel popiskiwal w oczekiwaniu na kawalek najblekitniejszego z serow.Hipokryt westchnal po raz kolejny i cisnal w ciemnosc kawalek sera, ktory zostal natychmiast schwytany i zarlocznie schrupany. Ten kawalek gnijacego produktu nabialowego zawieral cala jego nadzieje na to, ze kiedys pojawia sie wierni4i dane mu bedzie wyglosic kazanie - nadzieje, ktora miala w ciagu kilku godzin nawiedzic go ponownie, zawarta w malych, czarnych kulkach szczurzych odchodow.Nikt nigdy nie odwiedzal kaplicy sw. Absencjusza ze Sklerozy, by oddac mu czesc. W ciagu piecdziesieciu lat odspiewano tu moze jeden krociutki psalmik.Wielce Wielebny Hipokryt III byl onegdaj histerycznym optymista, ale szybko poznal stosunek mieszkancow Cranachanu do religii. Niemal rownie szybko znalazl w miare rozsadne wyjasnienie dla faktu, ze nikt nigdy nie przychodzi na modlitwe. Tu nie chodzi o to, ze Cranachanie nie wierza w rzeczy, ktorych nie widza, ktorych nie moga dotknac ani z ktorymi nie moga porozmawiac. Co to, to nie. Po prostu nie maja wystarczajaco duzo wiary, by obdzielac nia rowniez religie, powiedzial sobie Hipokryt i zilustrowal teorie wygodnym przykladem prostego cranachanskiego zywota. Wezmy, powtarzal sobie na okraglo, typowa gospodynie domowa z Cranachanu. Po uwierzeniu przez pierwszych kilka minut dnia, ze poranna mzawka z polnocnego wschodu nie jest gorsza od wczorajszego calodziennego kapusniaczku, po spedzeniu nastepnych kilku godzin na usilnym przekonywaniu samej siebie, ze nie zostanie napadnieta po drodze na rynek, a jeszcze kolejnych na wloczeniu sie po wspomnianym rynku i usilowaniu wzbudzenia w sobie wiary w to, ze w portfelu jest dosc pieniedzy na zakup ilosci rzepy wystarczajacej do nakarmienia dzieciarni; wreszcie, po spedzeniu reszty wieczoru na przekonywaniu siebie i rodziny, ze papka z rzepy byla: a) najlepszym posilkiem, jaki w zyciu jedli, oraz, po szybkim sprawdzeniu zawartosci portmonetki, b) uczta, ktora bedzie musiala wystarczyc im na caly tydzien - coz, po tym wszystkim moglo nie starczyc wiary w luksusy takie jak na przyklad bogowie.Doskonale odzwierciedlalo sie to w liczbie parafian regularnie odwiedzajacych kaplice sw. Absencjusza ze Sklerozy.Wiernych uczeszczajacych co tydzien na nabozenstwo daloby sie policzyc na palcach prawej reki skazanego zlodzieja. To znaczy na jej kikucie.Bylo tak od polwiecza i gdyby Wielce Wielebny Hipokryt III nie zostal ochrzczony w Morzu Spokoju i nie unikal uzywania lub nawet poznania zwrotu "napad zlosci", przeklinalby teraz w dzikiej furii i ciskal lichtarzami w dlugich na miesiac atakach szalu.Nie wiedzial, skad tego wieczora wzielo sie u niego tak wyjatkowe przygnebienie. Moze to sprawka wina, moze pogody, a moze po prostu znudzenia. Po pieciu dekadach spedzonych w towarzystwie wlasnym, tuzina lichtarzy i kilku gryzoni kazdemu niechybnie zabrakloby tematow do rozmowy.Coz, gdyby mial do przeczytania jakas nowa powiesc... Ale zrezygnowal z czlonkostwa w Swiecie Zwoju wiele lat temu, po tym jak uparli sie przy przyslaniu mu tych bzdetow o... ech, o czym to bylo?Zapijaczony umysl siegnal trzydziesci lat w glab stechlych archiwow pamieci. Zaiskrzylo mu przed oczami, gdy tak patrzyl wstecz i wstecz, i wstecz...5Znow czyscil lichtarze. W pierwszej chwili nie rozpoznal tego dzwieku. Dwa szybkie zderzenia knykci z drzwiami wejsciowymi i znow cisza. Podniosl wzrok znad ubabranego woskiem swiecznika, ktory wlasnie polerowal, i rozejrzal sie za szczurami. Nic. Wzruszyl ramionami, spojrzal na swiece i nieomal wyszedl z siebie i stanal obok, zorientowawszy sie, ze pukanie oznacza knykcie, a knykcie oznaczaja czlowieka! W sekunde przeskoczyl z pol tuzina law koscielnych i podbiegl do drzwi, szeroko szczerzac sie w oczekiwaniu... ech, to byly czasy. Mogl wtedy biegac... Przypominal sobie teraz, jak chwycil za klamke, popchnal mocno drzwi i sklonil sie w glebokim, powitalnym uklonie, a zlozony wzor zlotych naszyc na jego piusce zalsnil w swietle swiecy.Po poltorej minuty koszmarnego ataku lumbago, przy absolutnym braku wchodzacych do srodka wiernych, Hipokryt z trudem wyprostowal sie i mlasnal.Wyobraznia plata mi psikusy! - pomyslal wtedy, dziesiatki lat temu.Niemniej chwile potem jego spojrzenie padlo na niewielka prostokatna jutowa paczke, oparta o framuge drzwi. 0 dziwo, byla zaadresowana do niego. Drapiac sie w przenikliwym zdumieniu po bladej, okraglej lepetynie, dokladnie zlustrowal wzrokiem korytarz, po czym schwycil paczke, zatrzasnal drzwi i...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]