[ Pobierz całość w formacie PDF ]
W�adys�aw Umi�ski - Flibustierowie.Ilustrowa� Mieczys�aw Ko�cielniak.Nasza Ksi�garnia, Warszawa 1970.Pos�owie Stanis�aw Zielinski.Skanowa�, opracowa� i b��dy poprawi� Roman Walisiak.Opracowanie Graficzne Serii Leon Urba�ski.PRINTED IN POLAND Instytut Wydawniczy "Nasza Ksi�garnia" Warszawa 1970 r.Wydanie VIII.Oddano do sk�adania 24.XI.69 r.Podpisano do druku 27. IV. 70 r.Druk uko�czono w lipcu 1970 r.Natalii Umi�skiej Mojej Ukochanej �onie, Nieod�a�owanej Towarzyszce �ycia, Prac� T� Po�wi�cam.Rozdzia� I.Jak zaton�a "Jask�ka".Kapitan "Jask�ki", kursuj�cej pomi�dzy Nowym Orleanem a Rio de Janeiro, wyszed� o brzasku na pok�ad i wed�ug zwyczaju rozejrza� si� po niebie i po oceanie.Odczyta� wysoko�� barometru w budce nawigacyjnej i marsowa, spalona podzwrotnikowym s�o�cem twarz jego zachmurzy�a si�.Dzie� poczyna� si� na poz�r pi�knie; w powietrzu panowa� spok�j.A jednak kapitan Smith podejrzliwie przypatrywa� si� ognistej zorzy porannej, kt�ra, zamiast rozp�omieni� widnokr�g, ja�nia�a krwaw� plam� na niebie.Ten nienormalny brzask zapowiada� jak�� niespodziank�.Gasn�ce ju� gwiazdy migota�y znacz�co - rzek�by�, chwia�y si� na stropie, jakby gro��c rozsypaniem si� w miliony iskier.Niebawem s�o�ce wyskoczy�o na widnokr�g oblewaj�c �wiat�o�ci� powierzchni� oceanu, lecz tarcza jego by�a podobna raczej do kr��ka miedzi ani�eli do wypolerowanego z�ota.M�ody porucznik Brown, ujrzawszy kapitana, zameldowa� salutuj�c: - Wszystko w porz�dku.P�yniemy na po�udniowy wsch�d i znajdujemy si� na Morzu Karaibskim o trzysta kilkadziesi�t mil morskich od po�udniowych wybrze�y Kuby.Dok�adne po�o�enie okr�tu okre�lam w po�udnie.A teraz przypuszczam, �e wolno mi b�dzie zdrzemn�� si� w kajucie do obiadu.- Co, wszystko w porz�dku?- za�mia� si� rubasznie Smith.- Zaraz zna�, �e� pan dopiero od roku przesta� by� szczurem l�dowym.O, zna� - ci�gn�� kapitan.M�ody oficer, ura�ony drwi�cym tonem kapitana, przygryz� wargi i milcza�.- Czy notowa� pan w nocy wysoko�� barometru?- zagadn�� kapitan nie zwracaj�c uwagi na objawy z�ego usposobienia oficera.Zamiast odpowiedzi porucznik poda� mu sw�j notatnik.- Jak pan widzi, zapisywa�em dok�adnie.Zauwa�y�em, �e barometr spad� w ci�gu nocy nieznacznie: o godzinie pi�tej by�o siedemset czterdzie�ci cztery milimetry ci�nienia.- A teraz jest sz�sta.W ci�gu godziny zatem barometr spad� o cztery milimetry.- Czy doprawdy?- zawo�a� porucznik zdziwiony.- W�a�nie chcia�em teraz zanotowa� stan barometru.- Tak, �adna pogoda, ani s�owa - mrucza� dalej stary wilk morski - ale sp�jrz pan na ocean; czy nie spostrzegasz, �e przy s�abym wietrze idzie stosunkowo silna fala?Poza tym ma ona dziwne nieraz kszta�ty.Ot, ta na przyk�ad - wygl�da zupe�nie jak piramida.- Ma pan najzupe�niejsz� s�uszno��, kapitanie.Zdaje mi si�, �e ba�wany nie id� w jednym kierunku, lecz przecinaj� si� wzajemnie.- Dowodzi to, �e gdzie� daleko wiatr wieje raz z tej, to zn�w z tamtej strony...Et, co tu d�ugo gada�.Mamy cyklon na karku.Wobec tego od�� pan swoj� drzemk� na jutro lub pojutrze, a teraz nale�y zwo�a� za�og� na pok�ad i do roboty.- Zwin�� g�rne �agle!- komenderowa� Smith, kiedy ju� marynarze wybiegli na pomost.- Poprzywi�zywa� mocno �odzie �a�cuchami, uprz�tn�� wszystko z g�rnego pomostu, przygotowa� pompy, a zje�� obiad o dziesi�tej.B�dziemy mieli burz�, a wi�c baczno��, ch�opcy!Pasa�er�w nie wypuszcza� na g�r�, �eby nie przeszkadzali.Do g��wnej szalupy z�o�y� �ywno��, narz�dzia i mapy.Pracowa� sprawnie, szybko, a cicho.Marsz!Kapitan Smith by� dawniej oficerem wojennej marynarki, uznawa� wi�c za niezb�dne utrzymywa� na swojej "Jask�ce", jak na jakim kr��owniku, wojskow� karno�� i porz�dek.Smith skin�� na porucznika i zasiedli razem w budce nawigacyjnej przy stole zarzuconym mapami.Rozpocz�to narad�.- Znajdujemy si� w wielkim niebezpiecze�stwie - m�wi� kapitan tr�c czo�o.- Wiatr zmienia kierunek - to niezawodny objaw zbli�ania si� burzy wirowej.Ma ona zwykle kilkaset mil morskich �rednicy, posuwa si� w tych okolicach oceanu w kierunku p�nocno-wschodnim, a wiatr w niej wieje w odwrotnym kierunku, ni� posuwaj� si� wskaz�wki zegara.- Wiem o tym wszystkim, kapitanie.- Tak, ale teoria co innego, a praktyka tak�e co innego.Przyznaj si� pan, �e ani razu nie mia�e� do czynienia z t�gim cyklonem.- Rok temu dopiero sko�czy�em szko�� marynarsk�, kapitanie.- Czyli �e jeste� pan jeszcze niedo�wiadczonym dzieciakiem.- Ale�, panie kapitanie!- oburzy� si� Brown.- Od starego marynarza mo�esz wys�ucha� takich rzeczy bez obrazy.- Wiem, kapitanie, �e powinni�my si� stara� zej�� z drogi cyklonowi albo przynajmniej dosta� si� do bezpieczniejszej po�owy wiru, czyli tej, kt�ra le�y po lewej stronie linii jego ruchu.- Tak, ale w praktyce jest to dla nas niemo�liwe do przeprowadzenia - zafrasowa� si� kapitan.- Jak wywnioskowa�em, znajdujemy si� na samej drodze cyklonu, kt�ry posuwa si� naprz�d mniej wi�cej z szybko�ci� dwudziestu mil morskich na godzin�.Chc�c mu zej�� z drogi, musieliby�my si� wpakowa� pomi�dzy wyspy i osi��� gdzie� na �awicy.Nie mo�emy zatem ucieka� przed burz�.I to jest w�a�nie najfatalniejsze w naszej sytuacji.- C� wi�c zamierzasz uczyni�, kapitanie?- Przygotowa� si� do wytrzymania burzy w miejscu, w kt�rym si� znajdujemy.- Dostali�my si� w pu�apk�!- zawo�a� porucznik b�bni�c palcami po mapie.- Widzisz wi�c, poruczniku, �e pozosta� na miejscu i zda� si� na los to mo�e najroztropniejsze, co mo�emy uczyni� w tej sytuacji, skoro w �aden spos�b nie mo�emy umkn�� z drogi temu olbrzymiemu wirowi powietrznemu.Od tej chwili Smith nie opuszcza� ani na chwil� mostka kapita�skiego, chmurnie �ledz�c uwijaj�cych si� po pok�adzie marynarzy, kt�rzy przygotowywali, jak tylko mo�na by�o najlepiej, parowiec na spotkanie nadci�gaj�cej burzy.Ludzie uczynili wszystko, co by�o w ich mocy.Niebawem grobowe ciemno�ci zapanowa�y nad rozko�ysanym kapry�n� fal� oceanem, upusty niebieskie otworzy�y si� i deszcz lun�� potokami.Ale jaki deszcz!Rzek�by�, i� zabrak�o przestrzeni wolnej od wody, �e Atlantyk smagany pot�nymi uderzeniami huraganu si�ga a� do ob�ok�w.Taki w�a�nie deszcz stanowi jedn� z najpewniejszych oznak cyklonu, kapitan wiedzia� o tym doskonale i dlatego zw�tpi� w ocalenie.Coraz cz�ciej olbrzymie fale przelatywa�y ponad pok�adem statku si�gaj�c do szczyt�w komin�w."Jask�ka" by�a atakowana ze wszystkich stron przez pot�ne grzywacze, pomimo �e p�yn�a w jednym kierunku.Ocean, ulegaj�c kapry�nym podmuchom rozszala�ego wichru, miota� si� i pieni� w�ciekle jak zwierz drapie�ny w klatce; fale zwiera�y si� ze sob� i �ami�c si�, z potwornym rykiem, wytwarza�y chaos, o jakim zwyczajna burza nie daje najmniejszego poj�cia.Orkan wy� dziko pomi�dzy linami i rejami, gi�� maszty jak laski bambusowe.Powietrze sta�o si� jak gdyby jakim� dotykalnym p�ynem.Marynarze musieli odwraca� si� ty�em do spadaj�cych uko�nie kropel deszczu, gdy� siek�y one bole�nie twarze i tamowa�y oddech."Jask�ka" walczy�a rozpaczliwie z �ywio�em, sapa�a, j�cza�a, wzdycha�a g��boko jak cz�owiek spe�niaj�cy ci�k� prac�; zepchni�ta w odm�ty, jakby na dno jakiej� p�ynnej doliny, wydobywa�a si� z niej z wysi�kiem, chwiej�c si� jak akrobata na linie.Majtkowie, nie mog�c utrzyma� si� na nogach, pe�zali po pok�adzie op�ukiwanym falami, czepiali si� wystaj�cych przedmiot�w, gdy� inaczej mogli by� porwani przez rozhukany �ywio�.Groz� burzy pot�gowa�y jeszcze gromy spadaj�ce w kr�tkich odst�pach w ocean sk��cony zdawa�o si� do samego dna.Nagle rozleg� si� og�uszaj�cy �oskot.Oto jaki� pot�ny ba�wan zerwa� z blok�w i �a�cuch�w najwi�ksz� szalup�, kt�ra w mgnieniu oka znikn�a w odm�tach.- Masz diable kaftan!- zawo�a� kapitan.- Stracili�my nawet to, co w ostateczno�ci mog�o nas ratowa� od �mierci.Ocean stawa� si� coraz okropniejszy.Widocznie okr�t zbli�a� si� do oka cyklonu, czyli do samego �rodka wiru powietrznego; wysoko�� ba�wan�w stawa�a si� wprost bajeczna.Co jaki� czas parowiec wyskakiwa� jak drobna �upina na szczyt g�ry wodnej i wtedy z mostka kapita�skiego przedstawia� si� oczom imponuj�cy widok Atlantyku w konwulsjach, p�on�cego odblaskiem tysi�cznych b�yskawic.Kapitan kaza� zatrzyma� maszyn� parow�, kt�ra w tych warunkach by�a bezu�yteczna.Zdano si� na �ask� �ywio�u.Tak mija�a godzina za godzin�.Zar�wno pasa�erowie, jak i za�oga popadli w jakie� nieme ot�pienie, gdy� u�wiadomili sobie, �e walka z cyklonem jest bezowocna.O �wicie wybieg� na pok�ad jeden z palaczy z alarmuj�cym okrzykiem: "Woda na spodzie okr�tu"!Kapitan Smith p�dem zbieg� po schodkach do przedzia�u maszynowego, a stamt�d dosta� si� na sam sp�d statku.Tutaj przekona� si�, �e alarmuj�ca wie�� by�a niestety prawdziwa.Wezwano zatykacza szpar, kt�ry niebawem, zanurzywszy si� w wodzie, doni�s� kapitanowi, �e nie ma �adnego otworu w kad�ubie, lecz na skutek ci�g�ych wstrz�s�w niekt�re nity spajaj�ce blachy stalowe, z kt�rych zrobiony by� kad�ub "Jask�ki", rozlu�ni�y si� i szpary zacz�y przepuszcza� wod�, kt�ra nap�ywa�a powoli, ale stale.- Kto �yje - do pomp!- zakomenderowa� kapitan.- Zmiana co dziesi�� minut!Jednak�e szczup�a za�oga niebawem wyczerpa�a doszcz�tnie si�y.Postanowiono uciec si� do pomocy pasa�er�w.Brown zataczaj�c si� otworzy� drzwi prowadz�ce do pomieszcze� pasa�er�w.W�r�d tych ludzi panowa�a nieopisana panika.W niepewnym �wietle ko�ysz�cej si� u sufitu lampy widnia�y skulone postacie, gn�bione chorob� morsk� i strachem; jedni le�eli nieruchomo na ziemi, zoboj�tniali na wszystko, drudzy p�akali i �amali r�ce modl�c si�, inni przeklinali sw�j los, a jeszcze inni zag�uszali strach w�dk�.- Znajdujemy si� w niebezpiecze�stwie - zawo�a� Brown - ale od nas samych zale�y, a�eby�my go unikn�li!Kto p�jdzie pom�c za�odze przy pompach?- Ja, ja!Idziemy wszyscy!- ode...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]