[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Liz Fielding
Brzydkie kaczątko
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Środa, dwudziesty dragi marca. Przymiarka. Stoję cała w falbankach, usiłując wczuć się w rolę druhny. Koszmar staje się faktem. Kurs asertywności okazał się kompletną stratą czasu. Jakżeż mogłam oprzeć się gorącej prośbie Ginny? Ale najpierw lunch z Robertem, którego rzuciła właśnie urocza i bardzo inteligentna Janinę... Jak zwykle byłam pod ręką, gdy chciał się komuś wyżalić. Jak zwykle też wylewałam krokodyle łzy... Swoją drogą ciekawe, jak Robert czuje się w charakterze porzuconego.
· Żółty aksamit? A cóż jest złego w żółtym aksamicie?
· Prawdopodobnie nic. - Z pewnością był odpowiedni na wszystkie okazje. - Oczywiście pod warunkiem, że rola druhny znajdowałaby się wysoko na mojej liście marzeń. -A znajdowała się na sto dwudziestym miejscu, dokładnie po wyrwaniu zęba bez znieczulenia. - I o ile potrafiłabym zaakceptować pomysł ubrania się w suknię, która podkreśla wszystkie niedoskonałości mojej figury.
Zerknęła w dół na swoją klatkę piersiową, której, jak sądziła, przydałoby się dodatkowych piętnaście centymetrów w obwodzie. Wzrok Roberta powędrował za jej spojrzeniem.
- I zapewne wtedy - dodała szybko, by odwrócić jego
uwagę - gdy cieszyłaby mnie perspektywa dreptania za
dziewczyną, która będzie najpiękniejszą panną młodą tego
6
BRZYDKIE KACZĄTKO
stulecia, w dodatku w otoczeniu jej równie pięknych, kruczowłosych kuzynek, którym w żółtym kolorze jest bardzo do twarzy.
Czyżby była zazdrosna i małostkowa? Och, tak!
- Być może tobie też będzie dobrze w tym kolorze - po
wiedział Robert bez specjalnego przekonania.
Nie musiał prawić jej komplementów. Byle tylko nie wspominał o Janinę... Już wystarczająco wiele razy słyszała, jaką cudowną istotą była Janinę. No cóż, aż dziw, że Robert nie ożenił się z tym chodzącym ideałem.
· Będę wyglądać jak kaczka - stwierdziła, choć zdawała sobie sprawę, że w gruncie rzeczy i tak nikt tego nie zauważy, ponieważ nikt nie będzie na nią patrzeć.
· Być może. - Robert, zamiast choćby zdawkowo zaprzeczyć, uśmiechnął się szeroko.
No tak, ostatecznie po to zaprosił ją na lunch, by poprawić sobie humor. Drużbie jest o wiele łatwiej, pomyśla...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]