[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ARKADY FIEDLER
SPOTKAŁEM
SZCZ
Ħĺ
LIWYCH
INDIAN
I. BRAZYLIA
(Młody naród, jeszcze młodsza stolica i stara Amazonka)
1. Das Ewig Weibliche
Na lotnisku Santos Dumont w centrum Rio de Janeiro piekielny ruch: co
minuta l
Ģ
dował albo wylatywał samolot. Człowiek, wchodz
Ģ
cy do olbrzymiej hali,
po kilku chwilach przestawał czu
ę
si
ħ
człowiekiem. Zatracał sw
Ģ
osobowo
Ļę
,
przemieniał si
ħ
w narz
ħ
dzie, w cz
ħĻę
gro
Ņ
nej machiny, oszołomiony ponadto
mrowiskiem zaaferowanych ludzi i dudnieniem megafonów.
Odprowadzało mnie na lotnisko dwoje miłych ludzi: pani Zofia i Toni.
Nie ma normalnego pasa
Ň
era, który ch
ħ
tnie płaciłby za nadmierny baga
Ň
lotniczy. A ja miałem dwadzie
Ļ
cia osiem kilo, o osiem za wiele.
ĺ
liczna jak
wymarzona lalka, młoda urz
ħ
dniczka linii VASP, o ustach uchodz
Ģ
cych w Polsce
za zmysłowe, z mro
Ņ
n
Ģ
rzeczowo
Ļ
ci
Ģ
postawiła spraw
ħ
: płaci
ę
. Płaci
ę
za osiem
kilogramów.
Obrony podj
ħ
ła si
ħ
pani Zofia i zacz
ħ
ła prosi
ę
. (Toni w tym czasie gdzie
Ļ
poszedł po jakie
Ļ
informacje). Pani Zofia ma urod
ħ
wybitnie polsk
Ģ
, piwne oczy
pełne przyjemnych iskier,
Ň
yw
Ģ
twarz i czarny meszek nad górn
Ģ
warg
Ģ
. Ale im
wi
ħ
cej ona prosiła, im serdeczniej dobywała portugalskich słów, tym mocniej
obstawały brazylijska
Ļ
licznota: nie i nie; trzeba płaci
ę
. Kobieta kobiecie wilczyc
Ģ
.
Był to osobliwy pojedynek. Laleczka, zastawiaj
Ģ
c si
ħ
rygorem przepisów, coraz
bardziej była nieczułym robotem i nie my
Ļ
lała ulec pani Zofii ani polskim jej
urokom .
Nareszcie zjawił si
ħ
Toni. Toni, mój szwagier trzydziestokilkuletni, to
diabelnie przystojny Włoch. Pomimo
Ň
e neapolita
ı
czyk, nie krzyczy, nie rzuca
si
ħ
, nie macha r
ħ
kami: długie lata wychowywał si
ħ
w Anglii. Zauwa
Ň
ywszy, w
jakich my tarapatach, Toni spokojnie polecił nam odej
Ļę
na chwil
ħ
i jeszcze
spokojniej, ze skromnym u
Ļ
miechem, przemówił łagodnie do zaperzonej
Brazylianki,
Kilka uprzejmych słów i ju
Ň
j
Ģ
rozbroił. Podobał jej si
ħ
. Zgodziła si
ħ
, u
Ļ
miechn
ħ
ła
si
ħ
. Arsenał przepisów poszedł w k
Ģ
t.
Dudni
Ģ
ca groz
Ģ
hala powiała nagle ludzko
Ļ
ci
Ģ
. Nie potrzebowałem
dopłaca
ę
.
2. Boski nastrój młodych
Leciałem do Brasilii, nowej stolicy w gł
ħ
bi kraju, a razem ze mn
Ģ
lecieli
sami młodzi: z wyj
Ģ
tkiem starszawej pani, która miała ci
Ģ
gle zamkni
ħ
te oczy i nie
chciała słysze
ę
o
Ļ
wiecie, i oczywi
Ļ
cie z wyj
Ģ
tkiem mnie, reszta pasa
Ň
erów była w
wieku od kilkunastu do lat trzydziestu.
Ogrójec młodych tym bardziej mnie zaciekawiał,
Ň
e na innych szlakach
widziałem innych pasa
Ň
erów: mi
ħ
dzy Rio a Sao Paulo i mi
ħ
dzy Sao Paulo a
Kurytyb
Ģ
latały przewa
Ň
nie grube ryby, tuzy leciwe, obszerne, przemysłowo-
kupieckie lub dygnitarskie, poprawnie zakrawacone. Tu inaczej. Czy
Ň
by tu leciał
symbol młodej stolicy ? Przez cały czas głowiłem si
ħ
, kim s
Ģ
ci młodzi.
Gdy w dziesi
ħę
minut po starcie pozwolono nam odpi
Ģę
pasy
bezpiecze
ı
stwa, młodzi okazali si
ħ
bardzo brazylijscy. Niech obcy psiocz
Ģ
na
Brazylijczyków, co chc
Ģ
; nie zmieni
Ģ
faktu,
Ň
e to plemi
ħ
o wyj
Ģ
tkowym wdzi
ħ
ku,
jakie
Ļ
pogodne, impulsywnie towarzyskie,
Ň
yczliwie ciekawe s
Ģ
siadów. Steward
ʧ
ładny pedzio, zalecaj
Ģ
cy si
ħ
do kobiet
ʧ
jeszcze nie podał drugiego cafesinho,
a ci młodzi ju
Ň
zgrali si
ħ
w jedn
Ģ
wesoł
Ģ
ferajn
ħ
, prawi
Ģ
c
Ģ
sobie poufało
Ļ
ci. Poza
nawiasem ferajny była tylko starszawa pani o zamkni
ħ
tych oczach i ja, bo mnie
brano za Amerykanina, a sam si
ħ
nie wpychałem.
Byli to potomkowie koczowników, kr
ĢŇĢ
cy po samolocie jak gdyby po
własnym ogródku. Wołali do siebie, kr
ħ
cili si
ħ
tam i sam. Przechylali si
ħ
nad sob
Ģ
i zwierzali sobie wa
Ň
ne banialuki. Wybuchali
Ļ
miechem. Wszystko to o
Ň
ywione,
rozpływane, okropnie swobodne, pełne niesamowitego wdzi
ħ
ku. Dziewczyny były
kształtne i przewa
Ň
nie utlenione, ród m
ħ
ski
ʧ
chudy, ale fantastycznie wesoły.
Tu
Ň
przede mn
Ģ
siedziało ich dwoje: ona przyszła Mae West, natomiast jej
namorado chuchrak, o jedn
Ģ
trzeci
Ģ
szczuplejszy ni
Ň
ona. Niby pojemna królowa
termitów i jej samczyk. Mae West była wci
ĢŇ
jeszcze w przyjemnej proporcji,
wi
ħ
c przechodziła cz
ħ
sto do toalety, a
Ň
eby j
Ģ
podziwiano.
Jakkolwiek przewa
Ň
ała w nich rasa biała, wszyscy stanowili jak
ĢĻ
mieszank
ħ
, w kilku wypadkach wyra
Ņ
nie okraszon
Ģ
domieszk
Ģ
mulack
Ģ
. Taka
morena, zbudowana jak Wenus, stan
ħ
ła nagle w po
Ļ
rodku samolotu i zacz
ħ
ła
czarowa
ę
swe przyjaciółki, a tak
Ň
e reszt
ħ
. Wło
Ň
yła na siebie wspaniał
Ģ
, niebiesk
Ģ
bluzk
ħ
, niezwykle bufiast
Ģ
i parysk
Ģ
, wyci
Ģ
gn
ħ
ła z patosem r
ħ
k
ħ
i kpiarsko
przybrała poz
ħ
manekina. Ale ju
Ň
przyskoczył do niej smagły chudzielec i za
plecami dziewczyny na
Ļ
ladował jej heroiczny ruch i omdlały wzrok. Po
Ň
artował
sobie i z moreny, i z gestu, i z heroizmu i był
Ļ
mieszny. Rozbawił samolot tak
samo jak ona.
Boski nastrój młodych trwał niezmiennie do Brasilii, miewał dziwne
wyskoki, dziewczyny prze
Ļ
cigały si
ħ
w dowcipnej zalotno
Ļ
ci, tote
Ň
przypomniały
mi si
ħ
brazylijskie magazyny. Tych ilustrowanych magazynów wychodzi tu
zatrz
ħ
sienie, wi
ħ
kszo
Ļę
w uderzaj
Ģ
cym przepychu barw, a wszystkie, prawie
wszystkie, na bałwochwalcz
Ģ
cze
Ļę
pi
ħ
knych kobiet. Widz
Ģ
c uliczne stoiska
czasopism mo
Ň
na by przypuszcza
ę
,
Ň
e Brazylijczycy o niczym innym nie my
Ļ
l
Ģ
,
jak o pi
ħ
knych kobietach. (My
Ļ
l
Ģ
jeszcze o czym
Ļ
innym
ʧ
rzekł cyniczny
znawca:
ʧ
My
Ļ
l
Ģ
o pieni
Ģ
dzach, aby zdoby
ę
pi
ħ
kne kobiety!)
Otó
Ň
wszystkie prawie dziewoje w samolocie, chocia
Ň
skromnie ubrane,
zachowywały si
ħ
i chciały wygl
Ģ
da
ę
jak bóstwa z magazynów. Wi
ħ
cej: Brazylia
wła
Ļ
nie prze
Ň
ywała kleopatrowy szał i oto serdecznie
Ļ
mia
ę
mi si
ħ
chciało na
widok trzech czy czterech sympatycznych towarzyszek, całkiem nie
Ņ
le, cho
ę
bezwiednie, odstawiaj
Ģ
cych Kleopatr
ħ
i Liz Taylor. Wi
ħ
c kim oni byli ? Czy
Ň
by
jakim
Ļ
amatorskim zespołem młodych aktorów i aktorek ?
Nie dowiedziałem si
ħ
. Zacz
ħ
li
Ļ
my obni
Ň
a
ę
lot i przygotowywa
ę
si
ħ
do
l
Ģ
dowania. W
Ļ
ród młodych wci
ĢŇ
wesoło wrzało.
3. Brasilia
Wesoło
Ļę
młodych nie przeszkadzała mi zerka
ę
przez okno samolotu na
Brazyli
ħ
. Zrazu, w okolicach Rio de Janeiro, rzucało si
ħ
w oczy bardzo g
ħ
ste
zaludnienie kraju. Potem widziałem góry, te
Ň
jeszcze pełne osiedli w dolinach.
Dalej było wci
ĢŇ
stosunkowo wiele dróg, zwłaszcza niedaleko Belo Horizonte,
które pozostawało niewidzialne gdzie
Ļ
po prawej stronie, (Belo Horizonte:
przebywał tu podczas wojny Mieczysław Lepecki), ale po godzinie lotu
ʧ
w
połowie mniej wi
ħ
cej drogi mi
ħ
dzy Rio de Janeiro a Brasilia
ʧ
krajobraz
wyra
Ņ
nie spu
Ļ
cił z tonu. Zubo
Ň
ał. Zagubił cywilizacj
ħ
, szybko wymierał, nie było
ju
Ň
osiedli ani dróg, coraz mniej drzew, coraz wi
ħ
cej pustych sawann. A im bli
Ň
ej
nowej stolicy, tym mniej nawet trawy na sawannach, tym wi
ħ
cej piasku i
pustynnych połaci. Jakie
Ļ
Ň
ałosne diminuendo. Do stu kaduków, gdzie zbudowano
t
ħ
now
Ģ
stolic
ħ
Brazylii, kraju o najbujniejszej puszczy tropikalnej
ʧ
czy na
bezludziu, na bezpłodnej jałowi
Ņ
nie 1 Otó
Ň
tak, na bezludziu i jałowi
Ņ
nie.
Szale
ı
stwo? Tak, ale twórcze szale
ı
stwo.
Po czterech i pół wieku zielonej niewoli, Brazylijczycy, uginaj
Ģ
cy si
ħ
dotychczas pod obuchem puszczy, podnie
Ļ
li oto bunt przeciw przyrodzie.
Rozzuchwaleni, porwani zapałem, rzucili wyzwanie okrucie
ı
stwu ziemi, klimatu,
sło
ı
ca i rzucili wyzwanie logice. Pokazali,
Ň
e nie boj
Ģ
si
ħ
niczego i
Ň
e sta
ę
ich na
wszystko: wyczarowali stolic
ħ
na piaskach i bezludziu. Nic, nawet dróg tam nie
było, wi
ħ
c zmobilizowali cyklopow
Ģ
armad
ħ
powietrzn
Ģ
i samolotami przerzucali
cement,
Ň
elazo, kamienie, stoły kre
Ļ
larskie,
Ň
ywno
Ļę
, ludzi.
Istniej
Ģ
sztuczne stolice. Królowa Wiktoria palcem wskazała punkt na
mapie Kanady i zbudowano Ottaw
ħ
, ale zbudowano w bogatych lasach
południowego Ontario na granicy mi
ħ
dzy obszarem angielskim a francuskim. W
Australii, u podnó
Ň
y Alp tamtejszych, powstała Canberra, ale powstała w
zaludnionym kraju, w połowie drogi mi
ħ
dzy dwoma milionowymi metropoliami
ʧ
Melbourne i Sydney. Natomiast Brasilia powstała tu
Ň
u brzegu gro
Ņ
nej pustki,
jak
Ģ
stanowi do dzi
Ļ
dorzecze Amazonki wraz z nieprzebyt
Ģ
jego puszcz
Ģ
i
dzikimi Indianami.
Stolica, widziana z góry, przedstawia si
ħ
jak olbrzymi ptak z rozpostartymi
skrzydłami i w istocie wprowadza przybysza od samego pocz
Ģ
tku w atmosfer
ħ
bajki. Magistral
Ģ
, składaj
Ģ
c
Ģ
si
ħ
z czterech niezmiernie szerokich autostrad, a
dług
Ģ
na dwadzie
Ļ
cia kilka kilometrów, przybysz płynie po skrzydle ptaka do jego
kadłuba, a tu wita go O
Ļ
Monumentalna. Tu Pałace
ĺ
witu, ministerstwa i
parlamenty, tu wizjonerskie furie Niemeyerów, Luciów Costów i Giorgiów
Sechiattich.
Katedra? Kr
Ģ
g szesnastu parabolicznych podpór z cementu, ł
Ģ
cz
Ģ
cych si
ħ
na dwunastopi
ħ
trowej wysoko
Ļ
ci w kształt
ʧ
powiadaj
Ģ
ludzie
ʧ
- rozwartego
banana, oto katedra. Senat? Olbrzymich rozmiarów kopuła, a raczej miska, do
góry dnem postawiona. Izba Deputowanych?- Jeszcze wi
ħ
ksze dziwactwo: miska
normalnie postawiona, szeroka u góry, w
Ģ
ska na dole.
Nawiasem mówi
Ģ
c, wzniosła fantastyka architektury nie zapobiegła temu,
Ň
e w senacie rozgrywały si
ħ
w grudniu 1963 roku całkiem prozaiczne, a cz
ħ
ste tu
porachunki: senatorowie Amon de Mello i Goes Monteiro zacz
ħ
li podczas obrad
puka
ę
do siebie ze smithwessonów, bo jeden i drugi uwa
Ň
ał stan Alagóas za swe
prywatne, wył
Ģ
czne
Ņ
ródło nieczystych dochodów. Chybiali do siebie, natomiast
zabili koleg
ħ
, senatora Jose Kairale.
Genialny rozmach nowej stolicy, szał boskich architektów, twórczo
Ļę
frenetycznej poezji, miliardowa ambicja byłego 'prezydenta Kubitschka, wszystko
to doznaje jakiego
Ļ
przy
ę
mienia, gdy ol
Ļ
niony dotychczas przybysz wraca z
miasta na pobliskie lotnisko i po drodze widzi wsz
ħ
dzie na polu przy autostradzie
wysokie kopce termitów: takie kopce bywaj
Ģ
tylko na jałowych stepach, gdzie nic
poczciwego nie ro
Ļ
nie Przybysz trze
Ņ
wieje, a warto
Ļę
cruzeira spada i spada.
Zbiera si
ħ
na now
Ģ
rewolucj
ħ
.
4. Niezwyci
ħŇ
ona wci
ĢŇ
puszcza
Samolot wyleciał o 12.40 z Brasilii dokładnie w kierunku północno--
zachodnim. Do Manaus mieli
Ļ
my prawie 2000 kilometrów. Pogoda była dobra.
Na dole, jak zwykle, jałowizna, wzgórza, z pocz
Ģ
tku wiele
Ļ
cie
Ň
ek; wiadomo,
blisko
Ļę
nowej stolicy. Potem pojawiły si
ħ
niskie, rzadkie drzewa i rzeka wcale
sobie niczego: Tocantins, a raczej jej
Ņ
ródłowa rzeka das Almas. Krótko po
pierwszej wojnie
Ļ
wiatowej Federowicz płyn
Ģ
ł z jej pr
Ģ
dem i napisał o swych
przygodach ksi
ĢŇ
k
ħ
. O,kilkana
Ļ
cie chatek niedaleko rzeki, dalibóg,osiedle!
Uruacu, wyja
Ļ
nia steward. Tu, tam, rozproszone w
Ļ
ród buszu chaty, nawet drogi
jakie
Ļ
. Zaludniło si
ħ
nieco przy Tocantins.
13.35. Las wyra
Ņ
nie zwartszy, meandry wi
ħ
kszej rzeki: Araguaia. Znów
pólka uprawne, tu ostatni ludzie cywilizacji.
Dygresja. Nieco dalej na północ ta sama Araguaia rozwidla si
ħ
tworz
Ģ
c
trzystokilometrow
Ģ
wysp
ħ
Ilha do Bananal, słynn
Ģ
z malowniczych Indian Caraja
i z tego,
Ň
e przedsi
ħ
biorczy prezydent Kubitschek nabył tam dla siebie olbrzymie
tereny. Postanowił stworzy
ę
o
Ļ
rodek turystyczny w
Ļ
ród atrakcyjnych Indian. Na
razie niewiele z tego wyszło, bo zbyt trudny dost
ħ
p samolotami, ale w wyniku
t
ħ
giej ju
Ň
reklamy Caraja stali si
ħ
sławni w całej Brazylii: na wszystkich dworcach
i lotniskach, w kioskach, w sklepach mo
Ň
na dosta
ę
liczne pocztówkowe fotografie
nagich dzikusów z piórami, łukami i malowanymi twarzami, nagusie
ı
kich
wodzów, wojowników i cacy upiersionych dziewczyn. Renesans nago
Ļ
ci. Jeszcze
niedawno temu wyst
ħ
pny sprzedawca takich zniesławiaj
Ģ
cych fotosów
posiedziałby bezapelacyjnie w kozie.
13.45. Za Araguaia pas sawann, znowu jałowizna.
13.50. Rzeka. Chyba to Manso, czyli słynna Rio das Mortes.
ņ
yj
Ģ
tam
Indianie Szawanteje, wci
ĢŇ
maj
Ģ
cy wstr
ħ
t do białych ludzi, a dwie
Ļ
cie do trzystu
kilometrów dalej na zachód, przepadł ongi
Ļ
pułkownik Fawcett, do dzi
Ļ
zagadka
nie wyja
Ļ
niona.
13.55. Była to na pewno rzeka das Mortes. Las zg
ħ
stniał: pocz
Ģ
tek puszczy
amazo
ı
skiej. Do Manaus tysi
Ģ
c siedemset kilometrów.
14.02. Ciemne chmury, ziemi nie wida
ę
. Paskudnie trz
ħ
sie: steward kazał
zapi
Ģę
znowu pasy bezpiecze
ı
stwa. Ciekaw jestem, jak długo szukano by nas w
razie katastrofy.
14.05. Wylatujemy z chmur. G
ħ
sta puszcza pod nami.
14.23. Jednolity dotychczas le
Ļ
ny dywan nabiera fałd: góry. Serra do
Roncador. Wci
ĢŇ
pokryte zwart
Ģ
puszcz
Ģ
.
ņ
adnych
Ļ
ladów obecno
Ļ
ci ludzkiej, ale
wiadomo,
Ň
e włócz
Ģ
tam si
ħ
Indianie z epoki kamiennej.
14.30. Serra do Roncador. Puszcza podniosła si
ħ
ku nam, wida
ę
dokładnie
wierzchołki drzew. Sło
ı
ce. Kilka drzew w jaskrawo
Ň
ółtych kwiatach witam jak
radosne
Ļ
wiatła. Ziele
ı
pod nami nie jest jednostajna, ale jej niesko
ı
czony
pozornie ogrom, jej tajemniczo
Ļę
, to nieustanne: co tam mo
Ň
e by
ę
?
ʧ
zaczynało
m
ħ
czy
ę
. Złote bukiety drzew rozwiały zm
ħ
czenie.
14.54. Wielka rzeka. Nie ma dwóch zda
ı
,
Ň
e to Xingu. Jedno z ostatnich
ustroni niezale
Ň
nych Indian Brazylii. Bardziej na południu, na obszarze jak pół
Polski, w
Ļ
ród kilku
Ņ
ródeł Xingu grasuje kilkana
Ļ
cie szcz
ħĻ
liwych szczepów. Tu
pod nami s
Ģ
prawdopodobnie Suja. Dzikusy niepokoj
Ģ
innych Indian, rabuj
Ģ
im
kobiety, nie znosz
Ģ
białych.
14.56. Steward roznosi keksy i cafezinho,
Ļ
wietnie smakuj
Ģ
ce. Wi
ħ
kszo
Ļę
pasa
Ň
erów spała; po wypiciu kawy drzemie dalej.
15.02. Las, las, las.
15.15. Bagna w lesie. Las.
15.34. Co
Ļ
w lesie bardzo jasnego, jakby skała, wygl
Ģ
da z góry na około
200x100 m.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]