[ Pobierz całość w formacie PDF ]


 

 

Charles Grandison Finney
(29.08.1792 – 16.08.1875)
 


 

 

Odpowiedzi na modlitwÄ™





 

Wprowadzenie

Odpowiedzi na modlitwę są tomem towarzyszącym "Zasadom modlitwy" Charlesa Finney`a, który został wydany natychmiast ze względu na wielkie zainteresowanie godnymi uwagi doświadczeniami związanymi z wysłuchanymi modlitwami w jego życiu. W czasie moich wykładów na temat "Zasad modlitwy" Finney`a, ludzie wykazywali większe zainteresowanie tym, w jaki sposób Finney stosował owe zasady w swoim życiu i posłudze. Finney odkrył swoje zasady modlitwy przez studiowanie Pism z modlitwą, przez korzystanie ze światła Ducha Świętego, oraz przez doświadczanie cudownych odpowiedzi na modlitwę.

Po dokładnym zbadaniu poprzedniej, nieopublikowanej wersji "Autobiografii" Finney`a wybrałem z niej i włączyłem tutaj materiał, który był początkowo pominięty (w tekście w nawiasach). Niektóre fragmenty tego nowego materiału są całkiem zaskakujące i pouczające. Bardzo ciekawy materiał dotyczy życia modlitewnego Finney`a, zamieszczony w dodatku A, pochodzi z biografii Finney`a napisanej przez jego bliskiego przyjaciela i współpracownika z Oberlin College, profesora G.Frederick`a Wright`a.

Aby pomóc ci w zastosowaniu tego, co Finney odkrył na temat modlitwy, rozpoczynam każdy autobiograficzny szkic od odpowiedniego cytatu z "Zasad modlitwy". Na końcu każdego szkicu zadaję pytanie, które nakłoni cię do głębszego zbadania tego, co właśnie przeczytałeś i być może spowoduje dyskusję w grupie modlitewnej. Każde pytanie razem ze szkicem autobiograficznym powinno doprowadzić nas do modlitwy i do odnowienia naszej społeczności z Chrystusem i Jego Wielkim posłannictwem. Każdy z tych szkiców o wysłuchanej modlitwie zawiera jedną lub więcej ważnych zasad, które musimy rozpoznać, powiązać i zastosować w naszym życiu. Może to być pomocą w czasie dyskusji w grupie modlitewnej, wyznania grzechów, czy przebudzenia, jeśli będzie studiowane przed każdym spotkaniem przez każdego członka grupy.

Ja osobiście modlę się o to, aby te dwie książki Finney'a - "Zasady modlitwy" i "Odpowiedzi na modlitwę" stały się dla każdej osoby motywacją do modlitwy i szukania pomocy Ducha Świętego w jej drodze i doświadczeniu. Modlę się również o to, aby książki zawierające kazania Finney'a z listu do Rzymian - "Zasady zwycięstwa" i "Zasady wolności" stały się dla ciebie źródłem prawdy o Ewangelii, oraz aby pomagały ci wzrastać do dojrzałości wiary i owocnej posługi, gdziekolwiek Pan powoła cię do służby. Mam nadzieję, że te cztery książki będą mogły stać się wprowadzeniem do głębszych przemyśleń, których wielu będzie szukać w jego "Sercu prawdy" i "Teologii Systematycznej".

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Pragnę złożyć szczególne podziękowania Gordonowi C. Olsonowi z Towarzystwa Badań Biblijnych za udostępnienie mi jego własnych kopii autobiografii Finney'a jako podstawy nowego materiału zawartego w tej książce. Gordon Olson spędził ponad 150 godzin w bibliotece Kolegium w Oberlin porównując strona po stronie z wydaniem z 1875 roku wraz z zapiskami sekretarza: "Wspomnienia w rękopisie", złożonym z ponad 1000 stron. Jego osobista kopia zawiera wszystkie ważne wzmianki i dodatki, a przepisane i skopiowane strony są złożone i ułożone we właściwej kolejności w wydrukowanym przez niego egzemplarzu. Jego kopia zawiera również materiał, który zamieściłem na stronach 108-110 (przyp.tłum. - notatki żony Finney'a w czasie jego choroby w 1847). Jestem mu również wdzięczny za "List ze świadectwem" zamieszczony w dodatku B, który z wielką radością odkryłem w czasie poszukiwań we wspaniałej kolekcji materiałów Olsona o Charles'ie Finney'u.

 

W imię Jego Królestwa L.G.Parkhurst, Jr.Christian Life Study Center P.O.Box 7024 Rochester, Minnesota 55903, 16 wrzesień 1982r.


 


Spis treści

 

· 

· 

· 

· 

· 

· 

· 

· 

· 

· 

· 

· 

· 

· 

· 

· 

· 

· 

· 

· 

· 

· 

· 

· 

· 

· 

· 

· 

· 

· 

· 

· 

· 


Rozdział 1

PIERWSZE SPOTKANIA MODLITEWNE

 

"Przezwyciężająca i skuteczna modlitwa, to taka modlitwa, która osiąga błogosławieństwo, którego szuka. Jest to taka modlitwa, która skutecznie porusza Boga. Prawdziwym celem skutecznej modlitwy jest to, aby poruszyła swój obiekt" (z "Zasad modlitwy" Ch.G.Finney'a i L.C.Parkhursta, Jr.-Minneapolis Bethany House Publishers, 1980r. str.17).

Szczególnie uderzył mnie fakt, że modlitwy modlących się, które słyszałem z tygodnia na tydzień, nie były wysłuchiwane. Naprawdę zrozumiałem z tego, co wyrażali w modlitwach i innych spostrzeżeń na ich spotkaniach, że ci, którzy ofiarowali je nie uważali je za wysłuchane. Kiedy czytałem swoją Biblię, dowiedziałem się o tym, co Chrystus powiedział odnośnie modlitwy i odpowiedzi na modlitwę. On powiedział: "Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam. Albowiem każdy kto prosi, otrzymuje; kto szuka, znajduje; a kołaczącemu otworzą". Czytałem również zapewnienie Chrystusa, że Bóg jest bardziej skłonny dać Ducha Świętego tym, którzy proszą Go, niż ziemscy rodzice są skłonni dać dobry podarunek swoim dzieciom. Słyszałem ich modlących się nieustannie o wylanie Ducha Świętego i często wyznających, że nie otrzymują tego, o co prosili.

Namawiają się nawzajem do bardziej aktywnego świadczenia i żarliwej modlitwy o przebudzenie, uważając, że jeśli spełnią swój obowiązek co do modlitwy o wylanie Ducha Świętego i będą gorliwi, to Duch Boży zostanie wylany, a oni doznają przebudzenia religijnego, a niewierzący zostaną nawróceni. Ale na swoich spotkaniach modlitewnych i konferencjach nieustannie wyznają, że nie nastąpił żaden rozwój zapewniający przebudzenie. Ta niekonsekwencja, fakt że modlą się tak dużo i brak odpowiedzi na ich modlitwy, stała się przeszkodą dla mojego nawrócenia. Nie wiedziałem, co z tym zrobić. W moim umyśle powstał problem: czy miałem zrozumieć, że ci ludzie nie byli prawdziwymi chrześcijanami i dlatego nie wymogli nic na Bogu, czy też ja nie rozumiałem obietnic i nauk biblijnych na ten temat, a może w końcu powinienem wywnioskować, że Biblia nie mówi prawdy? Było w tym coś niewytłumaczalnego dla mnie i wydawało mi się, że mogłoby to doprowadzić mnie do sceptycyzmu. Odniosłem wrażenie, że nauki biblijne nie idą w parze z faktami, które były przed moimi oczami.

Pewnego razu kiedy byłem na jednym ze spotkań modlitewnych, zapytano mnie, czy nie pragnę, aby oni pomodlili się za mnie. Odpowiedziałem, że nie, ponieważ nie widziałem Bożej odpowiedzi na ich modlitwy. Powiedziałem: "Przypuszczam, że potrzebuję, aby się o mnie modlono, bo o ile wiem jestem grzesznikiem, ale nie sądzę, aby wydarzyło się coś dobrego dla was kiedy będziecie się o mnie modlić, ponieważ ciągle prosicie, ale nic nie otrzymujecie. Modlicie się o przebudzenie cały czas odkąd jestem w Adams, a jeszcze tego nie macie. Modlicie się o Ducha Świętego, aby zstąpił na was, a jeszcze narzekacie na swoje ubóstwo". Przypominam sobie, że użyłem wtedy tego wyrażenia: "Jeżeli w waszych modlitwach jest jakaś skuteczność, to wystarczająco dużo modliliście się, odkąd uczęszczam na te spotkania, żeby wymodlić, aby diabeł opuścił Adams. Ciągle jednak trwacie w modlitwie i narzekacie nadal". Byłem całkiem gorliwy w tym, co powiedziałem i niemało zirytowany. Myślę, że była to konsekwencja mojego ciągłego bycia twarzą w twarz z prawdą, co było dla mnie nowym doświadczeniem.

W czasie dalszego czytania Biblii uderzyło mnie to, że przyczyną, dla której ich modlitwy nie były wysłuchane było to, że nie stosowali się oni do objawionych przez Boga warunków, pod którymi obiecał wysłuchiwać modlitw. Oni nie modlili się z wiarą w poczuciu oczekiwania otrzymania od Boga rzeczy, o które prosili.

Ta myśl leżała w moim umyśle przez pewien czas jako raczej zagmatwany problem, niż jakaś zdefiniowana forma, która mogłaby być ułożona w słowach. Jednakże uspokoiło to mnie, gdyż jak dotąd pytania na temat prawdziwości ewangelii niepokoiły mnie. Po pewnym okresie walki w ten sposób, mój umysł został całkowicie utwierdzony w tym, że jeżeli jakieś nieodpowiedziane pytania mogłyby być zarówno w moim umyśle jak też mojego pastora lub umyśle kościoła, to Biblia mimo wszystko była prawdziwym słowem Boga. To zostało ustalone, ja zaś stanąłem twarzą w twarz z pytaniem czy będę chciał zaakceptować Chrystusa takiego, jakiego pokazuje Ewangelia, czy raczej podążać śladem swoich własnych planów i celów. Odkąd to poznałem, mój umysł był tak mocno oskarżony przez Ducha Świętego, że już dłużej nie mogłem zostawiać tego pytania bez odpowiedzi, ani dłużej wahać się między dwoma sposobami życia jakie mi zaprezentowano. ("Autobiografia" str.9-11. Z "Memoris of Rev. Charles G.Finney - New York: A.S.Barnes and Company 1876r. - odtąd "Autobiografia")

Pytanie do przemyślenia i modlitwy

Czy moje życie modlitewne i życie modlitewne mojego kościoła przedstawia Bożą rzeczywistość i wysłuchane modlitwy, czy też zostawiamy wrażenie, że modlitwa w rzeczywistości nie czyni nic dobrego.

  
Rozdział 2

NAWRÓCENIE

 

"Duch Święty jest tym, który prowadzi Chrześcijan do zrozumienia i zastosowania obietnic zawartych w Piśmie... Dlatego był On z wieloma Chrześcijanami, którzy byli głęboko zaangażowani w modlitwie i widzieli fragmenty z Pisma, o których nigdy nie pomyśleliby przedtem, że mają takie właśnie zastosowanie w danym momencie" ("Zasady modlitwy" str.62).

Cały problem ewangelicznego zbawienia stał się dla mnie z czasem jasny w najcudowniejszy sposób. Myślę, że wtedy zobaczyłem, tak jasno jak nigdy dotąd w życiu autentyczność i pełnię ofiary Jezusa Chrystusa. Zobaczyłem, że Jego dzieło było zakończonym dziełem i zamiast posiadania lub potrzebowania jakiejś mojej własnej sprawiedliwości, która poleciłaby mnie Bogu, muszę jedynie podporządkować siebie sprawiedliwości Bożej przez Chrystusa. Ewangelia zbawienia wydawała mi się ofiarować coś, co ma być przyjęte, co jest całkowicie zakończone i wszystko co jest konieczne z mojej strony, to chcenie porzucenia moich grzechów i przyjęcie Chrystusa. Zbawienie które wydawało mi się wcześniej rzeczą, która dokonuje się przez moje własne uczynki, teraz stało się rzeczą, która znajdowała się całkowicie w Panu Jezusie Chrystusie, który okazał się przede mną jako mój Bóg i mój Zbawiciel.

Ale po tym wyraźnym objawieniu, które stało przez krótki czas w moim umyśle, odniosłem wrażenie, że pojawiło się przede mną pytanie: "Czy akceptujesz to teraz, dzisiaj?" Odpowiedziałem: "Tak, zaakceptuję to dzisiaj, bo inaczej umrę w usiłowaniach".

Na północ od wioski jest mały lasek, w którym zwykłem codziennie, jeśli pogoda była ładna dłużej lub krócej spacerować. Był właśnie październik i minął czas moich częstych spacerów. Niemniej jednak, zamiast pójść do biura, skręciłem i zwróciłem się w kierunku lasu, czując, że muszę być sam z dala od ludzkich oczu i uszu, abym mógł wylać moją modlitwę przed Bogiem.

Moja duma jednak nadal odzywała się. Kiedy szedłem na wzgórze przyszło mi na myśl, że ktoś może mnie zobaczyć i pomyśleć, że odszedłem tak daleko, właśnie po to, aby się modlić. Prawdopodobnie nie pojawiła się jeszcze na ziemi taka osoba, która mogłaby podejrzewać mnie o coś takiego widząc jak idę. Ale moja duma była tak wielka i tak dalece owładnięty byłem strachem przed człowiekiem, że przypominam sobie, jak skradałem się wzdłuż płotu, aż odszedłem tak daleko, że nikt z wioski nie mógł mnie zobaczyć. Potem zagłębiłem się w las. Myślę, że gdzieś na odległość ćwierci mili wszedłem na drugą stronę wzgórza i znalazłem miejsce, gdzie wielkie drzewa leżały, krzyżując się jedne na drugich, zostawiając między pniami wolną przestrzeń. Zobaczyłem, że może to być taki rodzaj komory. Podpełzłem do tego miejsca i ukląkłem do modlitwy. Kiedy skręciłem, aby wejść w las pamiętam jak powiedziałem: "Oddam moje serce Bogu lub nigdy nie zejdę z tego wzgórza". Powtórzyłem to samo, kiedy wchodziłem na górę: "Oddam moje serce Bogu, zanim kiedykolwiek zejdę znowu na dół". Ale kiedy próbowałem się modlić odkryłem, że moje serce nie chce się modlić. Przypuszczałem, że jak tylko znajdę się gdzieś, gdzie będę mógł mówić głośno nie będąc podsłuchiwanym, wtedy będę wolny w modlitwie. Ale oto! Kiedy zacząłem próbować, stwierdziłem, że nie mogę nic powiedzieć Bogu. Byłem zbyt pusty, aby powiedzieć cokolwiek, za wyjątkiem kilku słów nie płynących z serca. Usiłując modlić się, tak bardzo się bałem, aby mnie ktoś nie podsłuchał, że omal nie słyszałem szelestu liści. Uważając tak, zatrzymywałem się i patrzyłem, czy ktoś nie nadchodzi. Robiłem to kilkanaście razy.

W końcu prawie całkowicie zrozpaczony, powiedziałem: "Nie mogę się modlić. Moje serce jest martwe dla Boga i nie będzie się modlić". Wtedy zganiłem siebie samego za danie obietnicy Bogu o oddaniu Mu serca (myślałem, że złożyłem pochopną obietnicę i powinienem być zobligowany do jej złamania). Moja dusza zwlekała, a serce nie wychodziło do Boga. Zacząłem odczuwać głęboko, że było już za późno, że musi być prawdą, że byłem stracony u Boga i nadzieja zbawienia mojego minęła. Byłem pod presją myśli o mojej obietnicy, że oddam tego dnia moje serce Bogu, albo umrę w usiłowaniach. Odniosłem wrażenie jakby moja dusza była związana tym, ale wciąż byłem gotowy zerwać swoją obietnicę. Wielkie przygnębienie i zniechęcenie owładnęło mną, tak że czułem się zbyt słaby, aby pozostać na kolanach.

Właśnie w tym momencie znowu odniosłem wrażenie, że słyszę kogoś zbliżającego się i otworzyłem oczy, żeby zobaczyć, czy to była prawda. I dokładnie wtedy ukazało mi się objawienie dumy mojego serca, jako tej wielkiej przeszkody, która stała na drodze. Przytłaczające uczucie mojej niegodziwości - wstydu przed tym, żeby jakaś ludzka istota zobaczyła mnie klęczącego przed Bogiem - postawiło mnie na tak silnej pozycji, że krzyknąłem na cały głos i stwierdziłem, że nie mógłbym opuścić tego miejsca nawet, gdyby otoczyli mnie wszyscy ludzie z całej ziemi i wszyscy diabli z całego piekła. "Co!" - powiedziałem - "Taki nikczemny grzesznik jak ja, wyznający na kolanach swoje grzechy przed wielkim i świętym Bogiem, miałby się wstydzić obecności jakiejś ludzkiej istoty tak samo grzesznej jak ja, która znalazłaby mnie usiłującego pojednać się z moim znieważonym Bogiem!" Grzech okazał się w swojej ohydzie jako zdecydowanie przeszkadzającym mi pojednać się z Bogiem. To całkowicie upokorzyło mnie przed Panem (Finney odkrył, że duma była jedną z głównych przeszkód do nawrócenia. Użyte przez niego "miejsce udręki" zostało zamieszczone w części dotyczącej tego szczególnego grzechu. Patrz szczególnie - "Zasady wolności" - "Miejsce udręki" str.17-20). Właśnie w tym momencie mojego upokorzenia, do mojego umysłu trafił, jak snop światła, ten oto fragment z Biblii: "Wtedy przyjdziecie i będziecie się modlić do Mnie, a Ja was wysłucham. Wtedy będziecie Mnie szukać i znajdziecie Mnie, kiedy będziecie szukać Mnie z całego serca". Natychmiast uchwyciłem się tego w moim sercu. Przedtem wierzyłem Biblii intelektualnie, ale nigdy do mojego umysłu nie dotarła ta prawda, że wiara jest dobrowolnym zaufaniem, a nie stanem intelektualnym. W tym momencie byłem tak świadomy ufności w Bożą prawdomówność, jak jeszcze nigdy w czasie mojego życia. W jakiś sposób wiedziałem, że to był fragment z Pisma, chociaż nie sądzę, abym kiedykolwiek go czytał. Wiedziałem, że to było Boże słowo i Boży głos mówiący wtedy do mnie. Krzyczałem do Niego: "Panie przyjmuję Cię w Twoim słowie teraz, Ty wiesz, że Cię szukam z całego serca i że przyszedłem tutaj, aby modlić się do Ciebie, a Ty obiecałeś wysłuchać mnie".

W ten sposób problem został rozwiązany i tego dnia mogłem dotrzymać mojej obietnicy. Duch Święty wydawał się kłaść nacisk na tę myśl w tekście: "Kiedy będziesz mnie szukał całym swoim sercem". Pytanie o to "kiedy" tzn. o obecny czas zapadło głęboko w moje serce. Powiedziałem Bogu, że powołuję się na Jego Słowo, że On nie mógłby kłamać i że w takim razie ja mogę być pewny, iż wysłuchał mojej modlitwy i że On został znaleziony przeze mnie. Wtedy Bóg dał mi wiele innych obietnic zarówno z Nowego, jak i Starego Testamentu, a szczególnie pewne cenne tajemnice dotyczące Pana Jezusa Chrystusa. Nigdy nie będę mógł słowami dać do zrozumienia żadnej innej ludzkiej istocie, jak cennymi i prawdziwymi wydały mi się te obietnice. Brałem je jedną po drugiej, jak nieomylną prawdę, zapewnienie od Boga, który nie mógł skłamać. Nie wpadły one dość mocno do strefy mojego intelektu, ale raczej wprost do serca, aby wpaść w ucisk dobrowolnych sił mojego umysłu. Pochwycony przez nie przywłaszczyłem je sobie. Zacisnąłem na nich uścisk tonącego człowieka. Kontynuowałem w ten sposób modlitwę i przez długi czas otrzymywałem obietnice do uchwycenia się ich. Nie wiem, jak długo to trwało. Tak modliłem się, dopóki mój umysł nie napełnił się, w sposób z jakiego wcześniej nie zdawałem sobie sprawy. Stanąłem na nogi i niemal wybiegłem na drogę. Pytanie dotyczące mojego nawrócenia nie niepokoiło mnie tak bardzo, dopóki nie pojawiło się ono w moim umyśle. Kiedy wchodziłem uderzany przez liście i krzaki, przypomniałem sobie, jak mówiłem z wielkim naciskiem, że jeżeli kiedykolwiek się nawrócę, będę głosił ewangelię. Wkrótce dotarłem do drogi, która prowadziła do wioski. Zacząłem zastanawiać się nad tym, co się wydarzyło i odkryłem, że mój umysł stał się cichy i spokojny. Powiedziałem sobie: "Co to jest? Musiałem całkowicie zasmucić Ducha Świętego. Straciłem całe swoje przekonanie. Nie jestem już więcej skoncentrowany na grzeszności mojej duszy, Duch Święty musiał mnie opuścić. Dlaczego?" Pomyślałem: "Jeszcze nigdy w życiu nie byłem tak zaniepokojony o swoje zbawienie" (dwa najlepsze kazania Finney'a opisują jak osiągnąć taki stan nawróconego człowieka - "Zasady zwycięstwa" "Religia Prawa i Ewangelii" str. 137-145; "Zasady wolności" "Królestwo Boże i Świadomość str.183-194). Wtedy przypomniałem sobie to, co powiedziałem Bogu kiedy klęczałem - że biorę Go za słowo. Naprawdę pamiętam, że powiedziałem wiele dobrych rzeczy, ale mimo to stwierdziłem, że nic dziwnego, że Duch Boży mnie opuścił, gdyż dla takiego grzesznika jak ja, trzymanie się słowa Bożego w taki sposób, było arogancją, jeżeli nie bluźnierstwem. Wywnioskowałem, że w swoim uniesieniu zasmuciłem Ducha Świętego i być może popełniłem niewybaczalny grzech (później Finney odkrył i doradzał takie śmiałe użycie obietnic z Pisma w części o chrześcijanach: "Macie Biblie; przejrzyjcie je i kiedykolwiek znajdziecie obietnicę, którą możecie wykorzystać, zatrzymajcie ją w waszych umysłach zanim pójdziecie dalej; a nigdy nie przejdziecie przez księgę bez odkrycia, że Boże obietnice znaczą dokładnie to o czym mówią" - "Zasady modlitwy"). Szedłem spokojnie w kierunku wioski, a mój umysł był tak perfekcyjnie spokojny, że wydawał się jakby słuchał całej natury.

Był to 10 października, bardzo przyjemny dzień. Wyszedłem do lasu zaraz po wczesnym śniadaniu, a kiedy wracałem do wioski, zorientowałem się, że to już pora obiadu. Mimo to, byłem całkowicie nieświadomy czasu, który minął, wydawało mi się, że wyszedłem z wioski tylko na krótką chwilę. Ale jak miałem wytłumaczyć ten spokojny umysł? Próbowałem odtworzyć moje przekonania, żeby powrócić znowu do brzemienia grzechu, z którym się modliłem. Ale poczucie grzechu lub winy odstąpiło ode mnie. Powiedziałem sobie: "Co to jest, że nie mogę wzbudzić w sobie żadnego poczucia winy, że tak wielkim grzesznikiem jestem". Próbowałem zaniepokoić się o mój obecny stan, ale daremnie. Byłem tak cichy i spokojny więc próbowałem poczuć zaniepokojenie o to, czy nie jest to rezultatem zasmucenia Ducha Świętego przeze mnie. Ale z którego punktu nie spojrzałem na to, nie mogłem być niespokojny o stan mojej duszy i mojego ducha. Pokój umysłu był niewypowiedzianie wielki. Nigdy nie będę w stanie wyrazić tego w słowach. Myśl o Bogu była słodka dla mojego umysłu, a zupełny duchowy spokój owładnął mną całkowicie. To była wielka tajemnica, ale nie przygnębiła mnie ani nie wprawiła w zakłopotanie ("Autobiografia" str. 14-18).

Pytanie do przemyślenia i modlitwy.

Czy moje życie modlitewne i posłuszeństwo słowu Bożemu dowodzi, że wierzę, iż Biblia jest prawdziwie słowem Boga i czy całkowicie roszczę sobie prawo do Jego obietnic w moim życiu i chodzeniu w Duchu Świętym?

 

 


Rozdział 3

SPOTKANIE Z JEZUSEM

 

"Prawdziwy chrześcijanin jest aktywny, ale jego aktywność i energia bierze się z głębokiej sympatii do mieszkającego w nim Ducha Chrystusowego. Chrystus jest ukształtowany w jego wnętrzu. Duch Chrystusa jest ogromnym zasilaczem siły jego duszy" ("Zasady modlitwy" str. 94).

Tuż zanim nadszedł dzień, kiedy oddałem swoje serce Chrystusowi, umysłem moim owładnęła myśl, że skoro tylko zostanę sam w nowym biurze, spróbuję pomodlić się znowu. Nie miałem w żadnym razie zamiaru zaniechać mojej nowo znalezionej wiary i dlatego ciągle modliłem się, chociaż nie miałem żadnych obaw co do mojej duszy.

Wieczorem otrzymaliśmy książki i umeblowanie dostosowane do nowych biur. Rozpaliłem duży ogień w kominku, mając nadzieję, że spędzę wieczór w samotności. Już po zmroku pan Wright widząc, że wszystko było ustawione, powiedział dobranoc i poszedł do domu. Towarzyszyłem mu do drzwi, a kiedy zamknąłem je i obróciłem się serce stopniało wewnątrz mnie. Wszystkie moje uczucia zdawały się rosnąć i wypływać na zewnątrz. A wołaniem mojego serca było: "Chcę wylać całą moją duszę przed Bogiem". Uniesienie mojej duszy było tak wielkie, że przeniosłem się do pokoju rady z tyłu biura, aby się modlić.

W pokoju tym nie było ognia ani światła, niemniej jednak wydawał mi się jak gdyby doskonale oświetlony. Kiedy wszedłem do niego i zamknąłem za sobą drzwi, miałem wrażenie jakbym spotkał Pana Jezusa Chrystusa twarzą w twarz. Ani wtedy ani jakiś czas potem nie wydawało mi się, że to było całkowicie psychiczne wyobrażenie. Wprost przeciwnie, wydawało mi się, że spotkałem Go twarzą w twarz tak, jak każdego innego człowieka. Nic nie mówił, ale patrzył na mnie w taki sposób, żeby ukorzyć mnie u swoich stóp. Od tamtego czasu uważam, że to było najbardziej znaczące doświadczenie, ponieważ okazało mi rzeczywistość, że On stoi przede mną, a ja upadam u Jego stóp i wylewam swoją duszę przed Nim. Zapłakałem w głos jak dziecko i wyznałem swoje grzechy jak tylko to było możliwe do wyrażenia zdławionym głosem. Wydawało mi się, że skąpałem Jego stopy swoimi łzami, ale mimo to nie czułem, żeby On dotknął się mnie. Musiałem przebywać w tym stanie przed dobrą chwilę, ale mój umysł był zbyt zaabsorbowany tym spotkaniem, żeby pamiętać cokolwiek z tego co mówiłem. Wiem jednak, że skoro tylko mój umysł uciszył się wystarczająco, żeby przerwać to spotkanie, wróciłem do frontowej części biura i odkryłem, że ogień w kominku, do którego włożyłem przecież dużo drewna prawie całkowicie wypalił się. Kiedy odwróciłem się, aby usiąść przy ogniu, doznałem silnego chrztu Duchem Świętym. Bez żadnego oczekiwania na to i bez jakiegokolwiek uświadamiania sobie, że coś takiego jest dla mnie, oraz bez żadnego przypominania sobie, żebym kiedykolwiek słyszał o czymś podobnym od kogoś innego. W całkiem nieoczekiwanym dla ,mnie momencie Duch Święty zstąpił na mnie w taki sposób, jakby coś przeniknęło przez moje ciało i duszę. Odniosłem wrażenie jakby fala elektryczna przechodziła i przechodziła przeze mnie. Rzeczywiście, wydawało mi się jak gdyby nadciągała fala za falą płynnej miłości. W żaden inny sposób nie potrafię tego wyrazić.(mimo to nie przypominało mi to wody lecz raczej Boże tchnienie). Wyraźnie pamiętam, że to owiewało mnie jak ogromne skrzydła.(czułem jakby te fale dosłownie owiewały włosy na mojej głowie).

Żadne słowa nie wyrażą cudownej miłości, jaka rozlała się na wszystkie strony w moim sercu. Wydawało mi się, że za chwilę wybuchnę. Płakałem w głos z radości i miłości. Wiem tylko tyle, że dosłownie wykrzyczałem niewypowiedzianą tęsknotę mojego serca. Te fale przechodziły i przechodziły nade mną, jedna po drugiej, aż zawołałem: "Umrę jeżeli te fale ciągle będą przechodzić nade mną. Mimo to nie bałem się śmierci.

Jak długo ten chrzest trwał przetaczając się nade mną i przechodząc przeze mnie, nie wiem. Wiem tylko, że był już późny wieczór, kiedy jeden z członków chóru, którego byłem liderem, przyszedł do biura, aby się spotkać ze mną. Był on członkiem kościoła. Znalazł mnie w stanie głośnego płaczu i powiedział: "Panie Finney, czy coś jest nie w porządku?" Przez pewien czas nie mogłem mu dać odpowiedzi, więc powiedział: "Czy coś pana boli?" Zebrałem się w sobie najlepiej jak mogłem i odpowiedziałem: "Nie, ale jestem tak szczęśliwy, że nie mogę żyć".

 

Pytanie do przemyślenia i modlitwy

Czy tak poddałem moje życie Panu Jezusowi Chrystusowi, że poznałem rzeczywistość Jego obecności w moim życiu? 

 

 


Rozdział 4

USPRAWIEDLIWIENIE PRZEZ WIARĘ

 

"Duch Święty został posłany na świat przez Zbawiciela, aby prowadził Jego lud, instruował go i zarówno przypominał mu pewne rzeczy, jak też przekonywał świat o grzechu".

Kiedy obudziłem się rano, słońce wzeszło i jasne światło wlało się do mojego pokoju. Słowa nie mogą wyrazić wrażenia, jakie to światło słoneczne na mnie wywarło. Nagły chrzest, który przyjąłem poprzedniej nocy, powrócił do mnie w ten sam sposób. Uklęknąłem w łóżku i głośno płakałem z radości i pozostałem tak przez pewien czas, tak bardzo zalany chrztem Ducha, że nie mogłem nic innego uczynić, jak tylko wylać swoją duszę przed Panem. Wydawało się jakby temu porannemu chrztowi towarzyszyła delikatna wymówka, a Duch Święty zdawał się mówić do mnie: "Czy będziesz wątpić? Czy będziesz wątpić?" Krzyknąłem: "Nie! Nie będę wątpić, nie mogę wątpić". Wtedy On tak dokładnie wyjaśnił tę sprawę w moim umyśle, że rzeczywiście było niemożliwą rzeczą wątpić, iż Duch Boży posiadł moją duszę.

W tym stanie nauczyłem się doktryny usprawiedliwienia z wiary jako o teraźniejszym doświadczeniu. Nie była ona nigdy tak ukształtowana w moim umyśle, żebym mógł zobaczyć ją tak wyraźnie jako fundamentalną doktrynę Dobrej Nowiny. Prawdę powiedziawszy, zupełnie nie wiedziałem, jaki był jej dokładny sens. Ale teraz mogłem zobaczyć i zrozumieć znaczenie słów: "Będąc usprawiedliwieni z wiary, pokój mamy z Bogiem przez Pana naszego Jezusa Chrystusa". Mogłem zobaczyć, że w tym momencie, w którym uwierzyłem, kiedy byłem w lesie całe poczucie potępienia opuściło mnie całkowicie i że od tej chwili nie odczuwałem już poczucia winy i potępie...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • asael.keep.pl
  •