[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Â
Â
Â
Â
Â
Â
Â
TÅ‚umaczenie
Stanisław Kroszczyński
Â
Â
Rozdział 1
Wilczy okręt znajdował się już zaledwie o parę godzin drogi od Przylądku Schronienia, gdy trafił na potężny sztorm.
DotÄ…d przez trzy dni żeglowali na północ w kierunku Skandii morzem spokojnym jak kacza sadzawka - co barÂdzo odpowiadaÅ‚o Willowi i Evanlyn.
- Nie jest tak źle - stwierdziÅ‚ Will, gdy wÄ…ski okrÄ™t przeÂcinaÅ‚ gÅ‚adko fale. NasÅ‚uchaÅ‚ siÄ™ ponurych opowieÅ›ci o tym, jak bardzo choroba morska może dać siÄ™ we znaki. Jednak to Å‚agodne koÅ‚ysanie okazaÅ‚o siÄ™ zupeÅ‚nie niegroźne.
Evanlyn skinęła gÅ‚owÄ…, choć bez przekonania. Nie miaÂÅ‚a zbyt wielkiego doÅ›wiadczenia w żeglowaniu, ale zdaÂrzaÅ‚o jej siÄ™ pÅ‚ywać już statkiem.
-Jest nieźle, o ile nie bÄ™dzie gorzej - stwierdziÅ‚a. Nie przypadÅ‚y jej do gustu zaniepokojone spojrzenia, jakie rzucaÅ‚ ku północnej stronie Erak, kapitan okrÄ™tu. PoÂnaglaÅ‚ także wioÅ›larzy „Wilczego wichru", by podwoili wysiÅ‚ki. DoÅ›wiadczony wilk morski wiedziaÅ‚ bowiem, że taki zÅ‚udny spokój zwiastuje rychÅ‚Ä… zmianÄ™ pogody, rzecz jasna - na gorsze. W oddali, na samym horyzoncie, widziaÅ‚ już tworzÄ…cÄ… siÄ™ ciemnÄ… liniÄ™ sztormu. ZdawaÅ‚ sobie sprawÄ™, że jeÅ›li nie zdoÅ‚ajÄ… na czas opÅ‚ynąć PrzyÂlÄ…dku Schronienia i wylÄ…dować, burza uderzy w nich z caÅ‚Ä… siÅ‚Ä…. Przez kilka minut dokonywaÅ‚ oceny odlegÅ‚oÂÅ›ci, porównujÄ…c prÄ™dkość, z jakÄ… poruszaÅ‚ siÄ™ jego okrÄ™t z szybkoÅ›ciÄ… pÄ™dzÄ…cych chmur.
- Nie damy rady - rzekÅ‚ wreszcie do Svengala. ZaÂstÄ™pca pokiwaÅ‚ gÅ‚owÄ….
- Na to wygląda - stwierdził ze stoickim spokojem.
Erak rozejrzaÅ‚ siÄ™ uważnie, sprawdzajÄ…c, czy po poÂkÅ‚adzie nie wala siÄ™ jakiÅ› ekwipunek, który należaÅ‚oby zabezpieczyć. Jego spojrzenie spoczęło na dwojgu więźÂniach, którzy przycupnÄ™li na dziobie.
- Dobrze byłoby przywiązać tych dwoje do masztu -polecił. - Trzeba też lepiej umocować wiosło sterowe.
Will i Evanlyn zauważyli, że Svengal zmierza w ich stronę, a w ręce trzyma zwój konopnej liny.
- O co chodzi? - zdziwił się Will. - Chyba nie myślą, że na pełnym morzu zechcemy próbować ucieczki?
Svengal zatrzymaÅ‚ siÄ™ jednak przy maszcie, po czym naglÄ…cym gestem daÅ‚ im znak, żeby siÄ™ zbliżyli. JeÅ„cy z Araluenu wstali i niepewnym krokiem ruszyli w jeÂgo stronÄ™. Will zauważyÅ‚, że koÅ‚ysanie okrÄ™tu nieco siÄ™ wzmogÅ‚o, powiaÅ‚o też trochÄ™ mocniej. Teraz już trudniej mu byÅ‚o utrzymywać równowagÄ™ na pokÅ‚adzie. UsÅ‚yszaÅ‚ za sobÄ… gÅ‚os Evanlyn, która rzuciÅ‚a caÅ‚kiem niegodne daÂmy przekleÅ„stwo, bowiem potknęła siÄ™ i uderzyÅ‚a boleÂÅ›nie w kostkÄ™.
Svengal wydobył z pochwy szeroki nóż i odciął dwa spore kawałki sznura.
- Przywiążcie się do masztu - rozkazał. - Lada chwila rozpęta się istne piekło, burza nad burze.
- Chcesz powiedzieć, że wichura może nas zwiać z pokÅ‚adu? - spytaÅ‚a Evanlyn z niedowierzaniem. Sven-gal zauważyÅ‚ kÄ…tem oka, że Will przywiÄ…zaÅ‚ siÄ™ sprawÂnie do masztu, wykonujÄ…c porzÄ…dny podwójny wÄ™zeÅ‚. Dziewczyna nie bardzo sobie radziÅ‚a, wiÄ™c Svengal wziÄ…Å‚ od niej linÄ™ i przewiÄ…zaÅ‚ Evanlyn w talii, tak że po chwili i ona byÅ‚a już bezpiecznie umocowana.
- Możliwe - odpowiedział na jej pytanie. - Grozi wam raczej, że fale was z niego zmyją.
Twarz chłopca pobladła.
- Chcesz powiedzieć, że fale mogÄ… naprawdÄ™ wtarÂgnąć na pokÅ‚ad?
Svengal obdarzył go ponurym uśmiechem.
- A mogÄ…, mogÄ…. I to jak - odrzekÅ‚, po czym pozostaÂwiÅ‚ ich samym sobie i ruszyÅ‚, by pomóc Erakowi na ruÂfie, gdzie kapitan uwiÄ…zywaÅ‚ już ogromne wiosÅ‚o.
Will aż zaniemówił z wrażenia. Dotąd przypuszczał, że taki okręt unosi się na grzbietach fal jak mewa. Teraz jednak dowiedział się, że najprawdopodobniej rozszalałe morze będzie przelewać się przez jego pokład. Jeśli tak, to jakim cudem zdoła utrzymać się na powierzchni?
- O Boże... co to takiego? - szepnęła Evanlyn, spoglÄ…ÂdajÄ…c na północ. WÄ…ska czarna linia, którÄ… Erak niedawno dostrzegÅ‚ na horyzoncie, staÅ‚a siÄ™ teraz potężnÄ… maÂsÄ… skÅ‚Ä™bionych czarnych chmur, odlegÅ‚Ä… od nich zaledwie o ćwierć kilometra i pÄ™dziÅ‚a ku nim prÄ™dzej niż galopujÄ…cy koÅ„. Oboje przycupnÄ™li, starajÄ…c siÄ™ objąć ramionami soÂsnowy maszt u samej jego podstawy, wpijajÄ…c siÄ™ w niego kurczowo palcami.
A potem słońce znikło i rozpętał się sztorm.
Już samo uderzenie wichru zaparÅ‚o Willowi dech w pierÂsiach. DosÅ‚ownie. Z takim wiatrem jeszcze nigdy nie miaÅ‚ do czynienia. ByÅ‚a to dzika, nieokieÅ‚znana potÄ™Âga żywioÅ‚u, szalejÄ…ca wokół niego, ogÅ‚uszajÄ…ca, oÅ›leÂpiajÄ…ca i wyduszajÄ…ca powietrze z pÅ‚uc, nie pozwalajÄ…c przy tym zaczerpnąć tchu; wicher smagaÅ‚ go i usiÅ‚oÂwaÅ‚ zmusić do rozluźnienia uchwytu. ZacisnÄ…Å‚ oczy, starajÄ…c siÄ™ odetchnąć choć trochÄ™ gÅ‚Ä™biej i desperacko trzymajÄ…c siÄ™ masztu. PoÅ›ród wycia wichury dosÅ‚yszaÅ‚ krzyk Evanlyn i poczuÅ‚, że dziewczyna zaczyna siÄ™ od niego oddalać. ChwyciÅ‚ jÄ… na oÅ›lep za rÄ™kÄ™ i przyciÄ…gnÄ…Å‚ do siebie.
Pierwsza potężna fala uderzyÅ‚a w dziób wilczego okrÄ™Âtu, a wówczas jego pokÅ‚ad uniósÅ‚ siÄ™ pod niebezpieczÂnie stromym kÄ…tem, nastÄ™pnie zaÅ› okrÄ™t jakby stanÄ…Å‚ na chwilÄ™ w miejscu, po czym zaczÄ…Å‚ zsuwać siÄ™ w dół i do tyÅ‚u! Svengal oraz Erak wykrzykiwali coÅ› do wioÅ›laÂrzy. Ich gÅ‚osy porwaÅ‚ wiatr, ale siedzÄ…cy tyÅ‚em do dzioba marynarze zrozumieli. Naparli na wiosÅ‚a, tak że drewÂniane rÄ™kojeÅ›ci niemal wygięły siÄ™ od wysiÅ‚ku i ruch wsteczny z wolna ustaÅ‚. OkrÄ™t zaczÄ…Å‚ poruszać siÄ™ ku górze, wspinajÄ…c siÄ™ wyżej i wyżej na grzbiet fali, jednak dość wolno i Will zdaÅ‚ sobie sprawÄ™, że jeszcze chwila, a znów rozpocznie siÄ™ ta przerażajÄ…ca jazda w tyÅ‚.
Jednak wÅ‚aÅ›nie w tej chwili grzbiet fali przeÅ‚amaÅ‚ siÄ™ i runęły na nich z góry caÅ‚e tony wody, przygniaÂtajÄ…c okrÄ™t swym ciężarem, ciskajÄ…c nim i przechylajÄ…c na prawÄ… burtÄ™ tak silnie, iż wydawaÅ‚o siÄ™, że „Wilczy wicher" nie zdoÅ‚a siÄ™ już nigdy wyprostować. Will wrzaÂsnÄ…Å‚ w zwierzÄ™cym przerażeniu, lecz w nastÄ™pnej chwili jego krzyk stÅ‚umiÅ‚a lodowata sÅ‚ona woda, która uderzyÅ‚a z potwornÄ… siÅ‚Ä…, wypeÅ‚niajÄ…c jego usta i pÅ‚uca. Nie zdoÅ‚aÅ‚ utrzymać siÄ™ masztu, fala rzuciÅ‚a go na pokÅ‚ad i poniosÅ‚a ze sobÄ…, dopóki nie zatrzymaÅ‚a go napiÄ™ta lina, a wówÂczas woda miotaÅ‚a nim w tÄ™ i we w tÄ™, dopóki nie przeÂlaÅ‚a siÄ™ caÅ‚a jej masa. LeżaÅ‚ teraz na deskach pokÅ‚adu jak wyÅ‚owiona ryba, a okrÄ™t tymczasem powoli odzyskiwaÅ‚ równowagÄ™. Obok siebie ujrzaÅ‚ Evanlyn. PopeÅ‚zli oboje do masztu, by znów uchwycić siÄ™ go z caÅ‚ej siÅ‚y.
OkrÄ™t tymczasem wyprostowaÅ‚ siÄ™ zupeÅ‚nie, ale już w nastÄ™pnej chwili jego dziób zanurkowaÅ‚ do przodu, po czym „Wilczy wicher" z oszaÅ‚amiajÄ…cÄ… prÄ™dkoÅ›ciÄ… poÂpÅ‚ynÄ…Å‚ w dół po drugim zboczu fali, tak że żoÅ‚Ä…dki aż poÂdeszÅ‚y im do gardeÅ‚; znów krzyczeli w nieopanowanym przerażeniu.
Dziób okrÄ™tu wbiÅ‚ siÄ™ w wodÄ™, rozcinajÄ…c jÄ… z takÄ… siÅ‚Ä…, że rozbryzgi uniosÅ‚y siÄ™ wysoko, by w nastÄ™pnej chwili runąć z góry na pokÅ‚ad. Jednak nie uderzyÅ‚y ich z takim impetem jak nacierajÄ…ca fala i tym razem oboje zdoÅ‚ali utrzymać siÄ™ masztu. Woda siÄ™gaÅ‚a im do pasa, ale spÅ‚ynęła szybko i smukÅ‚y wilczy okrÄ™t jakby otrzÄ…ÂsnÄ…Å‚ siÄ™ z jej ciężaru.
PoÅ›ród rzÄ™dów wioÅ›larzy uwijali siÄ™ już wojowie z druÂgiej zmiany, wylewajÄ…c wodÄ™ wiadrami. Erak i Svengal, którzy znajdowali siÄ™ na najbardziej wystawionej na fale części pokÅ‚adu, także przymocowali siÄ™ zawczasu linami po obu stronach sztormowego wiosÅ‚a sterowego, jakieÂgo używano w podobnych okolicznoÅ›ciach - byÅ‚o ono
o poÅ‚owÄ™ wiÄ™ksze od zwykÅ‚ych wioseÅ‚. DziÄ™ki dÅ‚uższeÂmu drzewcu sternik mógÅ‚ napierać z wiÄ™kszÄ… siÅ‚Ä…, poÂmagajÄ…c w ten sposób wioÅ›larzom przy skrÄ™cie. Teraz jednak, podczas sztormu, trzeba byÅ‚o aż dwóch rosÅ‚ych mężczyzn, by móc nim poruszyć.
Gdy znaleźli siÄ™ w dolinie pomiÄ™dzy wodnymi masyÂwami, wiatr nieco zelżaÅ‚. Will otarÅ‚ piekÄ…ce od soli oczy, nastÄ™pnie zaczÄ…Å‚ kaszleć, a w koÅ„cu zwymiotowaÅ‚ sÅ‚onÄ… wodÄ… na pokÅ‚ad. PochwyciÅ‚ przerażone spojrzenie Evanlyn. Przemknęło mu przez myÅ›l, że powinien coÅ› uczyÂnić, by podnieść jÄ… na duchu, jednak nie byÅ‚ w stanie nic powiedzieć ani zrobić. Po prostu nie mieÅ›ciÅ‚o mu siÄ™ w gÅ‚owie, żeby ten okrÄ™t byÅ‚ w stanie wytrzymać choćby jeszcze jeden napór potężnej fali.
A nastÄ™pna fala wÅ‚aÅ›nie nadciÄ…gaÅ‚a. ByÅ‚a jeszcze poÂtężniejsza od poprzedniej. OdlegÅ‚a o kilkaset metrów, podążaÅ‚a ku nim z rykiem, wznoszÄ…c siÄ™ nad nimi, coraz bliżej. PrzewyższaÅ‚a wysokoÅ›ciÄ… mury Zamku Redmont. Will przycisnÄ…Å‚ twarz do masztu, widzÄ…c kÄ…tem oka, że Evanlyn czyni to samo, gdy okrÄ™t znów zaczÄ…Å‚ wspinać siÄ™ mozolnie po wodnej pochyÅ‚oÅ›ci.
Wznosili siÄ™ tak i wznosili, wdzierajÄ…c siÄ™ po stromiź-nie fali; wioÅ›larze napierali z caÅ‚ych siÅ‚ na drzewca wioÂseÅ‚, usiÅ‚ujÄ…c przeciwstawić siÄ™ poÅ‚Ä…czonym siÅ‚om wiatru
1 morza. Tym razem, zanim nawet fala ich zalaÅ‚a, Will byÅ‚ pewien, że jeszcze chwila i okrÄ™t poniesie klÄ™skÄ™ w tym starciu, bowiem znowu zaczÄ…Å‚ zsuwać siÄ™ do tyÅ‚u, ku pewÂnej zgubie. Jednak wówczas fala przeÅ‚amaÅ‚a siÄ™ i runęła na nich z caÅ‚Ä… swÄ… potÄ™gÄ…. Masa wody znów cisnęła nim o pokÅ‚ad. ChwyciÅ‚ siÄ™ kurczowo zbawczej liny, ale w tej samej chwili coÅ› silnie uderzyÅ‚o go w usta: zdaÅ‚ sobie sprawÄ™, że byÅ‚ to Å‚okieć Evanlyn. Woda przelaÅ‚a siÄ™ nad nim z hukiem, potem dziób znów zanurkowaÅ‚, a „Wilczy wicher" z oszaÅ‚amiajÄ…cÄ… prÄ™dkoÅ›ciÄ… popÄ™dziÅ‚ w dół, pruÂjÄ…c wodÄ™ niczym lÄ…dujÄ…ca kaczka. Willowi nie starczyÅ‚o już siÅ‚, by krzyczeć. JÄ™knÄ…Å‚ tylko i podczoÅ‚gaÅ‚ siÄ™ z powroÂtem do masztu. PopatrzyÅ‚ na Evanlyn i potrzÄ…snÄ…Å‚ gÅ‚owÄ…. ByÅ‚ przekonany, że czegoÅ› takiego żadnym sposobem nie zdoÅ‚ajÄ… przetrwać. W jej oczach dostrzegÅ‚ takie samo bezÂmierne przerażenie.
Podczas gdy okrÄ™t pÄ™dziÅ‚ w dół, znajdujÄ…cy siÄ™ na ruÂfie Erak i Svengal trzymali z caÅ‚ych siÅ‚ drzewce wiosÅ‚a; strugi wody wznosiÅ‚y siÄ™ wysoko po obu bokach, a caÅ‚y okrÄ™t aż drżaÅ‚ od naprężeÅ„. ZakoÅ‚ysaÅ‚ siÄ™, otrzÄ…snÄ…Å‚ i znów odzyskaÅ‚ równowagÄ™.
- Nieźle siÄ™ spisuje! - krzyknÄ…Å‚ Svengal. Erak przyÂtaknÄ…Å‚ ruchem gÅ‚owy, ale minÄ™ miaÅ‚ niewesoÅ‚Ä…. Choć Will i Evanlyn przeżywali sztorm, jakby nadchodziÅ‚y ich ostatnie chwile, wilcze okrÄ™ty dostosowane byÅ‚y do żeÂglugi nawet w tak skrajnych warunkach. Jednak także i one miaÅ‚y swoje ograniczenia, toteż Erak wiedziaÅ‚ doÂskonale, że jeÅ›li nie zmieni taktyki, nikt ze znajdujÄ…cych siÄ™ na pokÅ‚adzie nie ujdzie z życiem.
- Tym razem mało brakowało - odparł ponuro. Jedynie dzięki rozpaczliwemu wysiłkowi wioślarzy, którzy zdołali przeprowadzić okręt przez grzbiet fali, nie zsunął się on tyłem w wodną przepaść.
- Musimy zawrócić i pozwolić, żeby sztorm nas niósł -stwierdził, a Svengal skinął głową, wpatrując się przed siebie i mrużąc oczy od wiatru oraz kropelek słonej wody. -Po następnej fali, do dzieła! - zakomenderował dowódca.
Kolejna fala byÅ‚a trochÄ™ mniejsza od kolosa, który o maÅ‚o ich nie zmiażdżyÅ‚, ale i tak okazaÅ‚a siÄ™ gigantyczÂna. Obaj Skandianie znów pochwycili z caÅ‚ych siÅ‚ drzewÂce wiosÅ‚a sterowego.
- Napierać, do wszystkich diabłów! Mocniej! - wrzeszÂczaÅ‚ Erak na wioÅ›larzy, gdy nadszedÅ‚ kolejny wodny waÅ‚, a „Wilczy wicher" po raz trzeci rozpoczÄ…Å‚ niebezpiecznÄ…, morderczÄ… wspinaczkÄ™.
- O, nie! ProszÄ™, niech to siÄ™ już skoÅ„czy - jÄ™knÄ…Å‚ gÅ‚ucho Will, gdy pokÅ‚ad znów siÄ™ uniósÅ‚. NiedajÄ…ce siÄ™ opanować przerażenie wyczerpywaÅ‚o niczym ogromny fizyczny wysiÅ‚ek. MarzyÅ‚ już tylko, żeby byÅ‚o po wszystÂkim. JeÅ›li nie da siÄ™ inaczej, trudno, niech okrÄ™t zatonie. Mniejsza o wszystko inne. Tylko niech to siÄ™ już wreszÂcie skoÅ„czy. Byle tylko uwolnić siÄ™ od tego przytÅ‚aczaÂjÄ…cego lÄ™ku. Opodal sÅ‚yszaÅ‚ Evanlyn, która szlochaÅ‚a ze strachu. OtoczyÅ‚ jÄ… ramieniem, ale nic wiÄ™cej nie byÅ‚ w stanie zrobić, żeby dodać jej otuchy.
Wznosili siÄ™ i wznosili, aż rozlegÅ‚ siÄ™ znajomy już ryk przeÅ‚amujÄ…cego siÄ™ grzbietu fali, po czym jeszcze raz zaÂlaÅ‚a ich woda, by spÅ‚ynąć, nim kadÅ‚ub okrÄ™tu opadnie z hukiem na drugie zbocze fali, pÄ™dzÄ…c w dół. Will chciaÅ‚ krzyknąć, ale ze Å›ciÅ›niÄ™tego gardÅ‚a chÅ‚opca wydobyÅ‚ siÄ™ tylko jakiÅ› nieartykuÅ‚owany, cichy odgÅ‚os.
„Wilczy wicher" po raz trzeci znalazÅ‚ siÄ™ w dolinie u stóp fali. Erak zaczÄ…Å‚ wykrzykiwać rozkazy. MusieÂli zdążyć przed najsilniejszym porywem wiatru i przed nadejÅ›ciem kolejnej fali; w ciÄ…gu tych rozpaczliwie krótÂkich chwil musieli wykonać zwrot.
- Na sterburtÄ™! - ryknÄ…Å‚, pokazujÄ…c jednoczeÅ›nie kierunek rÄ™kÄ… na wypadek, gdyby jego gÅ‚os nie dotarÅ‚ do wioÅ›larzy siedzÄ…cych na przodzie okrÄ™tu, choć trudÂno byÅ‚o sobie wyobrazić, żeby ktoÅ› mógÅ‚ go nie dosÅ‚yÂszeć.
WioÅ›larze zaparli siÄ™ stopami o drewniane Å‚awy. PióÂra wioseÅ‚ uniosÅ‚y siÄ™; ci, którzy znajdowali siÄ™ na ster-burcie, czyli po prawej stronie, przyciÄ…gnÄ™li drzewca jak najdalej w tyÅ‚, przygotowujÄ…c siÄ™ do wiosÅ‚owania w odÂwrotnym niż dotÄ…d kierunku; żeglarze siedzÄ…cy na bak-burcie przeciwnie, pchnÄ™li je przed siebie. Gdy pokÅ‚ad okrÄ™tu wyrównaÅ‚ siÄ™, Erak wrzasnÄ…Å‚ na caÅ‚e gardÅ‚o:
- Teraz!
WiosÅ‚a zanurzyÅ‚y siÄ™ w morzu, zaÅ‚oga jednej burty wiosÅ‚owaÅ‚a w przód, drugiej w tyÅ‚, a Erak i Svengal naÂpierali z caÅ‚ej siÅ‚y na wiosÅ‚o sterowe. DÅ‚ugi, wÄ…ski okrÄ™t odwróciÅ‚ siÄ™ zwinnie, niemal w miejscu, wystawiajÄ…c rufÄ™ na uderzenie morza i wiatru.
- Teraz wszyscy razem, ciÄ…gnąć! - ryknÄ…Å‚ znów Erak, a wioÅ›larzom nie trzeba byÅ‚o tego dwa razy powtarzać. Doskonale zdawali sobie sprawÄ™, że od tego wysiÅ‚ku zaÂleży ich los, w przeciwnym wypadku masy wody po proÂstu ich pochÅ‚onÄ…. Erak rzuciÅ‚ przelotnie okiem na dwójkÄ™ aralueÅ„skich jeÅ„ców czepiajÄ…cych siÄ™ desperacko maszÂtu i w nastÄ™pnej chwili zapomniaÅ‚ o nich, skupiajÄ…c caÅ‚Ä… uwagÄ™ na ruchach okrÄ™tu oraz pilnujÄ…c, by przez caÅ‚y czas byÅ‚ ustawiony idealnie tyÅ‚em do wiatru. NajmniejÂszy bÅ‚Ä…d groziÅ‚ odpadniÄ™ciem w bok i przewróceniem, co oznaczaÅ‚oby nieuchronny koniec. Z wiatrem pÅ‚ynęło siÄ™ Å‚atwiej, ale nie mógÅ‚ pozwolić sobie na jednÄ… chwilÄ™ nieuwagi.
Z punktu widzenia Willa i Evanlyn okrÄ™t nadal wznosiÅ‚ siÄ™ i opadaÅ‚ w przerażajÄ…cym tempie, pokonujÄ…c różnice wysokoÅ›ci siÄ™gajÄ…ce dobrych piÄ™tnastu metrów. Jednak teraz nie byÅ‚o aż tak trudno nad nim zapanować, gdyż okrÄ™t daÅ‚ siÄ™ nieść szalejÄ…cym żywioÅ‚om, miast podejmoÂwać z nimi beznadziejnÄ… walkÄ™. Co prawda, wciąż w reÂgularnych odstÄ™pach uderzaÅ‚y w nich masy wody i obryzgiwaÅ‚a sÅ‚ona piana, ale przynajmniej „Wilczy wicher" już nie cofaÅ‚ siÄ™ ku zgubie w wodnej przepaÅ›ci. PrzekoÂnawszy siÄ™, że okrÄ™t radzi sobie z kolejnymi wodnyÂmi masywami przepÅ‚ywajÄ…cymi pod nim i wokół niego, w duszy Willa zaÅ›witaÅ‚ cieÅ„ nadziei: być może mieli jedÂnak nikÅ‚Ä… szansÄ™ na przeżycie.
Być może. Jednak z nadejÅ›ciem każdej zalewajÄ…cej ich fali czuÅ‚ ten sam chwytajÄ…cy za trzewia, obezwÅ‚adniaÂjÄ…cy lÄ™k. Za każdym razem zdawaÅ‚o mu siÄ™, że wÅ‚aÅ›nie ta fala może być ostatniÄ…. ObjÄ…Å‚ Evanlyn obiema rÄ™kami, poczuÅ‚, że i jej ramiona chwytajÄ… go, lodowaty policzek dotknÄ…Å‚ jego twarzy. JedynÄ… pociechÄ… dla każdego z nich byÅ‚a obecność drugiego. Evanlyn aż skomlaÅ‚a ze straÂchu i Will z niejakim zaskoczeniem zdaÅ‚ sobie sprawÄ™, że robi dokÅ‚adnie to samo - mruczy pod nosem jakieÅ› bezsensowne sÅ‚owa, wzywa Halta, woÅ‚a Wyrwija... koÂgokolwiek, kto mógÅ‚by go wysÅ‚uchać i mu dopomóc. Jednak gdy fala po fali przewalaÅ‚y siÄ™, a „Wilczy wicher" byÅ‚ wciąż caÅ‚y, obezwÅ‚adniajÄ…ca groza ustÄ™powaÅ‚a miejÂsca nerwowemu wycieÅ„czeniu. W koÅ„cu zdoÅ‚aÅ‚ usnąć.
Jeszcze przez siedem dni okrÄ™t pÅ‚ynÄ…Å‚ wraz z burzÄ… na poÅ‚udnie, opuszczajÄ…c Morze WÄ…skie, by znaleźć siÄ™ w koÅ„cu na obrzeżach Oceanu Bezmiernego. Will i Evanlyn leżeli skuleni u stóp masztu: przemoczeni, wycieÅ„czeni i przemarzniÄ™ci do szpiku koÅ›ci. LÄ™k przed mogÄ…cÄ… nastÄ…pić w każdej chwili katastrofÄ… nie opuÅ›ciÅ‚ ich, lecz stopniowo powróciÅ‚a wiara w możliwość przeÂżycia.
Ósmego dnia zza chmur wyÅ‚oniÅ‚o siÄ™ sÅ‚oÅ„ce, zaÅ›wieÂciÅ‚o blado i przez mgÅ‚Ä™. GwaÅ‚towne koÅ‚ysanie ustaÅ‚o, okrÄ™t znów sunÄ…Å‚ gÅ‚adko po powierzchni.
Åšmiertelnie znużony Erak, którego broda oraz wÅ‚oÂsy biaÅ‚e byÅ‚y od soli, przesunÄ…Å‚ potężne drzewce steÂru. OkrÄ™t zatoczyÅ‚ Å‚agodny Å‚uk, na powrót kierujÄ…c siÄ™ w północnÄ… stronÄ™.
- PÅ‚yniemy do PrzylÄ…dku Schronienia - oznajmiÅ‚ zaÂÅ‚odze.
Rozdział 2
Halt stał bez ruchu, niewidoczny na tle pnia potężnego dębu, spoglądając, jak bandyci wybiegają z leśnego gąszczu i otaczają karetę.
Zwiadowca byÅ‚ caÅ‚kowicie odsÅ‚oniÄ™ty, ale nikt go nie widziaÅ‚. Częściowo dlatego, że rabusie zajÄ™ci byli swyÂmi ofiarami - bogatym kupcem i jego małżonkÄ…. Ci zaÅ› mieli co innego na gÅ‚owie niż rozglÄ…dać siÄ™ dookoÅ‚a, gdy poÅ›rodku polany ich powóz otoczyÅ‚a zgraja uzbrojonych bandytów.
PozostawaÅ‚ niezauważony dziÄ™ki ochronnym barwom pÅ‚aszcza i kaptura rzucajÄ…cego cieÅ„ na jego twarz, a naÂde wszystko dlatego, że staÅ‚ w absolutnym bezruchu. Jak wszyscy zwiadowcy, Halt posiadÅ‚ sekret wtapiania siÄ™ w otoczenie i nie sposób byÅ‚o go dostrzec, nawet gdy ktoÅ› patrzyÅ‚ prosto na niego.
„Uwierz, że jesteÅ› niewidzialny, a nikt ciÄ™ nie zobaÂczy" - gÅ‚osiÅ‚o powiedzenie zwiadowców.
SpomiÄ™dzy drzew wyÅ‚oniÅ‚a siÄ™ barczysta postać w czerÂni. Oczy Halta zwÄ™ziÅ‚y siÄ™ na krótkÄ… chwilÄ™, a potem zwiadowca westchnÄ…Å‚ bezgÅ‚oÅ›nie. Jeszcze jeden faÅ‚szywy trop - pomyÅ›laÅ‚.
Mężczyzna byÅ‚ odrobinÄ™ podobny do Foldara, czyli czÅ‚owieka, którego Halt Å›cigaÅ‚ od zakoÅ„czenia wojny z Morgarathem. Foldar byÅ‚ jednym z renegatów, którzy przyÅ‚Ä…czyli siÄ™ do Morgaratha, i jego zaufanym zastÄ™pÂcÄ…. Gdy zbuntowany możnowÅ‚adca padÅ‚ w boju, a jeÂgo armia czÅ‚ekopodobnych, okrutnych wargalów poszÅ‚a w rozsypkÄ™, on zdoÅ‚aÅ‚ umknąć.
Jednak Foldar nie byÅ‚ bynajmniej bezrozumnÄ… bestiÄ…. Przeciwnie, zaliczaÅ‚ siÄ™ do istot ludzkich szczególnie przebiegÅ‚ych i wyrachowanych - a przy tym caÅ‚kowiÂcie i doszczÄ™tnie przesiÄ…kniÄ™tych zÅ‚em. WywodziÅ‚ siÄ™ z aralueÅ„skiego rodu szlacheckiego i już jako mÅ‚odzieÂniec zamordowaÅ‚ oboje rodziców, a to z powodu sporu o pewnego wierzchowca. UciekÅ‚ przed wymiarem spraÂwiedliwoÅ›ci w Góry Deszczu i Nocy, gdzie Morgarath rozpoznaÅ‚ w nim bratniÄ… duszÄ™ i przyjÄ…Å‚ do swego groÂna. Teraz byÅ‚ ostatnim pozostaÅ‚ym przy życiu zauszniÂkiem zÅ‚owrogiego wÅ‚adcy, toteż pojmanie go i osÄ…dzenie staÅ‚o siÄ™ najważniejszym zadaniem, jakie król Duncan wyznaczyÅ‚ swym wojskom.
KÅ‚opot polegaÅ‚ jednak na tym, że nagle, jak grzyby po deszczu, zaczÄ™li siÄ™ pojawiać rozmaitego autoramenÂtu zÅ‚oczyÅ„cy udajÄ…cy Foldara. Najczęściej byli to zwykli bandyci, tacy jak ten. PosÅ‚ugiwali siÄ™ wywoÅ‚ujÄ…cym groÂzÄ™ imieniem i korzystali ze zÅ‚owrogiej reputacji byÅ‚ego zausznika Morgaratha. DziÄ™ki temu budzili lÄ™k u swych ofiar i zyskiwali posÅ‚uch poÅ›ród sobie podobnych. Gdy tylko pojawiaÅ‚ siÄ™ któryÅ› z nich, Halt i inni zwiadowcy musieli tracić czas na ich tropienie. CzuÅ‚, jak z wolna rozpala siÄ™ w nim gniew na myÅ›l, że musi trwonić siÅ‚y na wyÅ‚apywanie tych uciążliwych, ale w gruncie rzeczy drobnych zÅ‚odziejaszków. Halt miaÅ‚ bowiem ważniejsze sprawy do zaÅ‚atwienia. ZÅ‚ożyÅ‚ obietnicÄ™ i zamierzaÅ‚ jej dotrzymać, tymczasem tacy nÄ™dznicy skutecznie mu to uniemożliwiali.
Rzekomy Foldar zatrzymaÅ‚ już karocÄ™. Czarny pÅ‚aszcz z wysokim koÅ‚nierzem przypominaÅ‚ nawet ulubiony strój Foldara. Tyle że prawdziwy Foldar zaliczaÅ‚ siÄ™ do wyjÄ…tkowych elegantów, toteż nosiÅ‚ pÅ‚aszcz z nieÂskazitelnie czarnego aksamitu i jedwabiu, tymczasem ten tutaj miaÅ‚ na sobie zwykÅ‚e weÅ‚niane okrycie, kiepÂsko ufarbowane i w dodatku pokryte Å‚atami w wielu miejscach. KoÅ‚nierz wykonany byÅ‚ z nieudolnie ubarÂwionej skóry.
Nie lepiej prezentowaÅ‚o siÄ™ nakrycie gÅ‚owy należące do herszta, byÅ‚o wymiÄ™te i zniszczone, a przyozdabiaÂjÄ…ce je pióro czarnego Å‚abÄ™dzia zgiÄ™te w poÅ‚owie; prawÂdopodobnie usiadÅ‚ na nim jakiÅ› nieuważny bandyta. Zbójca odezwaÅ‚ siÄ™, usiÅ‚ujÄ…c naÅ›ladować sarkastyczny sposób wysÅ‚awiania siÄ™ Foldara, ale zarazem sÅ‚ychać byÅ‚o, że nie zdoÅ‚aÅ‚ siÄ™ wyzbyć prostackiego, wiejskiego akcentu i robiÅ‚ bÅ‚Ä™dy gramatyczne.
- Zechciejcie wysiąść z powozu, dobry panie i ty, Å‚aÂskawa damo - rzekÅ‚, skÅ‚adajÄ…c niezdarny pokÅ‚on. I nie lÄ™kaj siÄ™, szanowna jejmość, bowiem szlachetny Foldar nigdy nie zrobiÅ‚by krzywdy takiej Å›licznotce - rzekÅ‚ i wyÂdaÅ‚ z siebie coÅ›, co zapewne miaÅ‚o być Å›miechem zÅ‚oÂ...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]