[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Dla Jane
Część pierwsza
LAMPART 8-16 GRUDNIA
Stany Zjednoczone to jedne wielkie slumsy...
Barbarzyńska cywilizacja, kraj drapaczy chmur i ruder... W
Nowym Jorku niewiarygodne bogactwo spogląda z penthouse ’ów
w dół na niewiarygodną biedę i nic nigdy nie trwa nawet pięć minut
- także małżeństwo...
Cóż to za wspaniała cywilizacja - kontrolowana przez lobby
budowlane, lobby samochodowe, lobby naftowe. Wysokościowce
mające zaledwie dwadzieścia lat są burzone, a na ich miejscu
wznosi się jeszcze ohydniejsze monolity. Coraz gęstsza sieć
autostrad i dróg szybkiego ruchu pokrywa rozległe równiny - żeby
nieszczęśliwi i znerwicowani mieszkańcy tego kraju mogli jeździć - z
A do A! Bo w Stanach Zjednoczonych nigdy nie dojedziecie do B
-każde nowe miejsce, do którego przyjeżdżacie, jest takie samo jak
to, z którego wyjechaliście! I to jest ta Ameryka, która próbuje
zdominować Europę!
Chcę was ostrzec, przyjaciele. Jeżeli Europa nie ma się stać drugim
miastem slumsów, to musimy walczyć, by oczyścić ją z wszelkich
amerykańskich wpływów...
Fragment przemowy wygłoszonej 7 grudnia w Dijon przez Guya
Floriana, prezydenta Republiki Francuskiej.
Rozdział 1
Po Giscardzie przyszedł nowy de Gaulle...
Ten lapidarny komentarz został wygłoszony nieoficjalnie przez podse-
kretarza w brytyjskim Ministerstwie Spraw Zagranicznych.
Rzecznik amerykańskiego Departamentu Stanu przedstawił to
bardziej ponuro:
-Po Giscardzie przyszedł brutalniejszy de Gaulle, de Gaulle do
dziesiątej potęgi.
Chodziło o nowego prezydenta Republiki Francuskiej, a słowa te
wypowiedziano kilka godzin przed pierwszą próbą zamachu na jego
życie. Owe nieprzychylne uwagi spowodowało antyamerykańskie
wystąpienie w Dijon najpotężniejszego politycznego przywódcy w
Europie. Zrozumiałe więc, że gdy świat obiegła wiadomość o próbie
zabójstwa, w pewnych kręgach w Waszyngtonie prawdziwy smutek
wywołało to, że się nie powiodła. Ale tego zimnego grudniowego
wieczoru, gdy Florian opuścił Pałac Elizejski, by przejść kilkadziesiąt
metrów dzielących go od Ministerstwa Spraw Wewnętrznych na Place
Beauvau, znalazł się zaledwie o sekundy od śmierci.
*
Dojście do władzy Guya Auguste’a Floriana, następcy Giscarda
d’Estaing na stanowisku prezydenta Republiki Francuskiej, było
efektowne i niespodziewane - tak niespodziewane, iż wytrąciło z
równowagi niemal wszystkie rządy na świecie. Wysoki, szczupły i
ruchliwy pięćdziesięciodwuletni Florian wyglądał o dziesięć lat
młodziej; obdarzony wyjątkowo żywą inteligencją, nie miał
cierpliwości do ludzi, którzy myśleli wolniej niż on. W jego
majestatycznej postawie było też coś z de Gaulle’a w sposobie, w jaki
górował nad wszystkimi siłą osobowości. O ósmej wieczorem w środę,
8 grudnia, bardzo się zirytował, kiedy Marc Grelle, prefekt paryskiej
policji, ostrzegał go przed chodzeniem po ulicach.
-Samochód czeka. Może pana odwieźć do ministerstwa, panie
prezydencie...
-Sądzi pan, że się przeziębię? - spytał Florian. - Może by pan chciał,
żeby jakiś lekarz towarzyszył mi w tej dwuminutowej drodze?
-Przynajmniej byłby na miejscu, żeby zatamować krwotok, gdyby
dosięgła pana jakaś kula...
Marc Grelle był jednym z niewielu ludzi we Francji, którzy ośmielali
się odpowiadać Florianowi w jego sarkastycznym stylu.
Czterdziestodwuletni prefekt policji, o kilka centymetrów niższy od
mierzącego metr osiemdziesiąt prezydenta, był również szczupły i
wysportowany. Nie znosił munduru, jego normalnym strojem przez
większą część dnia pracy była para gładko wyprasowanych luźnych
spodni i sweter polo, który stale nosił. Być może właśnie ten
nieformalny strój i swoboda bycia czyniły prefekta - owdowiałego rok
wcześniej, gdy jego żona zginęła w wypadku samochodowym -
atrakcyjnym dla kobiet. Wygląd zewnętrzny też miał znaczenie: gęste
czarne włosy, ciemne wąsy i pełne usta, w kącikach których zawsze
czaił się cień uśmiechu, chociaż Grelle starał się prezentować twarz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]