[ Pobierz całość w formacie PDF ]
COLIN FORBES
ROK ZŁOTEJ MAŁPY
Warszawa : Amber, 1994.
isbn 83-7082-293-2
Dla Jane
Część pierwsza
Terroryści
W styczniu na Bliskim Wschodzie doszło do dwóch poważnych
zamachów. Trzydziestoletni król Arabii Saudyjskiej został
zamordowany w czasie gdy kochał się z jedną ze swych licznych
żon.
Ugodzono go bestialsko długim nożem w plecy, tak że ostrze
przeszyło ciało dziewczyny leżącej pod nim i przebiło jej serce.
Rzekomy kuzyn natychmiast mianował się władcą i wydał
oświadczenie, że nie spocznie dopóty, dopóki wojska arabskie nie
będą kontrolować ulic Jerozolimy.
Oświadczenie miało uspokoić wszystkich mieszkańców ziem na
wschód od Suezu, dowodząc, że serce króla jest po właściwej
stronie, to znaczy że uparcie dąży do zagłady państwa Izrael.
Znaczącą postacią tego dramatu był jednak człowiek, który go
zaplanował. Szejk Gamal Tafak natychmiast przejął teki
ministerialne dwóch najważniejszych resortów: ropy i finansów.
Poprzedni minister - jak wielu ludzi o umiarkowanych poglądach -
opuścił kraj, by ratować życie. Tafak, genialny fanatyk, był
absolutnie przekonany, że aby przywrócić Palestynę Arabom, należy
w sposób bezwzględny używać broni naftowej, którą los ich
obdarzył. Właśnie od tej chwili siła szejków zwróciła się w całym
tego słowa znaczeniu przeciwko Zachodowi.
Kurek z ropą naftową zakręcono w styczniu - u szczytu ostrej
europejskiej zimy. Sam Gamal Tafak wizytował zachodnie stolice i
informował mocno zaniepokojonych gospodarzy, że tym razem, w
odróżnieniu od roku 1973, nie będzie żadnych ustępstw...
- Zachodowi nie wolno dłużej wspomagać Izraela nawet
szklanką wody - informował europejskich ministrów spraw
zagranicznych. - Dopóki ten warunek nie zostanie spełniony,
zredukujemy dopływ ropy naftowej do Europy i Ameryki o
pięćdziesiąt procent.
Ogłaszamy stan blokady...
Tafak przebywał właśnie w Londynie, gdy dokonano zamachu na
szacownego męża stanu, prezydenta Egiptu. Podczas snu został
pobity na śmierć kolbami karabinów. Odpowiedzialna za zamach była
bojówka żołnierzy pod dowództwem pułkownika Selima Sherifa, który
osobiście opróżnił magazynek swego rewolweru, strzelając do
konającego prezydenta. Po kilku godzinach ogłoszono, że pułkownik
Sherif jest nowym prezydentem Egiptu. Rozproszył wątpliwości
kairskiego tłumu, wygłaszając mowę z balkonu.
- Zdrajca, który zasiadał przy stole z naszymi wrogami nie
żyje.
Na Zachodzie nazywają nas małpami - teraz pokażemy im, co te
małpY potrafią...
Aluzja Sherifa odnosiła się do artykułu napisanego przez
zirytowanego waszyngtońskiego korespondenta, który nazwał pewnych
autokratycznych szejków "Złotymi Małpami siedzącymi na stosach
złota w swych skarbcach, podczas gdy ich ludy nadal wędrują po
pustyni..." i Sherif potraktował to zdanie propagandowo, celowo
wyrywając z treści artykułu i rozszerzając jego znaczenie na
wszystkich Arabów.
Stało się to, czego Zachód obawiał się najbardziej.
Umiarkowani przywódcy arabscy, którzy uparcie starali się
przecierać drogę ku współpracy z resztą świata, zostali
odsunięci. Jak zwykle, gdy w grę wchodzi wszechwładza, zaczęli
brać górę ekstremiści. W Londynie, wkrótce po balkonowej mowie
pułkownika Sherifa, szejk Gamal Tafak wygłosił przemówienie
podczas bankietu w City - ku niemałej konsternacji swych
gospodarzy..
- "Tym razem nie będzie żadnych krajów uprzywilejowanych,
jak w roku 1973. Cały Zachód musi cierpieć, tak jak my cierpimy w
Palestynie; ludzie innej rasy pozbawiają nas ziemi, uciskają nasz
lud, przekształcają go w uchodźców, bezpaństwowców bez nadziei i
ojczyzny..." Nastał Rok Złotej Małpy.
Do marca ta pięćdziesięcio-procentowa redukcja dostaw ropy
naftowej sparaliżowała życie Europy, Ameryki i Japonii. Cena
baryłki wzniosła się na wyżyny trzydziestu dolarów. Cena złota
osiągnęła niemal pięćset dolarów za uncję, co było zwiastunem
międzynarodowej katastrofy. Szejk Gamal Tafak wracał do Dżiddy z
Waszyngtonu, gdzie powiedział Amerykanom, że nie mogą mieć żadnej
nadziei na zawieszenie arabskich decyzji.
Rozpad Izraela dla jednych był koszmarem, dla innych snem o
potędze. Dla Gamala Tafaka, przystojnego mężczyzny z ciemnymi
włosami i takąż brodą, było to marzenie bliskie spełnienia. Już
za kilka miesięcy wojska arabskie pod dowództwem pułkownika
Sherifa posuną się naprzód i zmiażdżą przeciwnika, zajmując jego
ojczyznę.
Okupacja miała nieść z sobą surowe obostrzenia, w celu
przekonania trzech milionów Izraelczyków, by raz na zawsze
opuścili Palestynę.
Kluczem do planu Tafaka było sparaliżowanie gospodarki
Zachodu w takim momencie, by nie mógł zapewnić dostaw broni
Izraelowi, który właśnie wtedy miał ulec zagładzie. Lecąc
odrzutowcem nad Morzem Egejskim, Tafak spojrzał w dół i pomyślał,
że to niezmiernie interesujące, iż powodzenie planu, który miał
go uczynić najsłynniejszym Arabem dwudziestego wieku, zależy w
tym momencie od dwóch Europejczyków: Anglika i Francuza.
Jean Jules LeCat miał czterdzieści dwa lata. Był człowiekiem
z brutalną przeszłością, nieciekawą teraźniejszością i
przyszłością bez żadnej nadziei. Wrodzona inteligencja pozwalała
mu zdawać sobie z tego sprawę. Gdy więc w Algierze zaczepił go
pewien człowiek -prawa ręka szejka Gamala Tafaka - Ahmed Riad,
odczuł coś w rodzaju ulgi. Zdarzyło się to w tydzień po nagłym
zwolnieniu go z więzienia Sante w Paryżu. Riad zaproponował
LeCatowi dwieście tysięcy dolarów za spowodowanie masakry na
wielką skalę.
- Formalnie tą operacją będzie kierował pewien Anglik
-niebieski ptak, poszukiwacz przygód, nazwiskiem Winter -
wyjaśnił Riad - ale ty będziesz tym, który zabije zakładników.
Winter nie jest do tego zdolny.
- Rzeczywiście nie - odparł LeCat. - Pracowaliśmy razem
przez dwa lata na Morzu Śródziemnym, zanim zostałem zdradzony i
wylądowałem w Sante. Znam Wintera. Jest dość subtelny.
Przeciętnemu człowiekowi ta propozycja mogłaby się wydać
bestialska, ale dla LeCata była po prostu zwykłą ofertą. Bardzo
niebezpieczną operacją, w której należało wziąć udział ze względu
na wysokie wynagrodzenie. W przeszłości był za pan brat z
przemocą, co sprawiło, że podchodził do tej transakcji z dużą
dozą cynizmu.
LeCat był owocem krótkiego związku pomiędzy arabską
dziewczyną i francuskim kapitanem. Zdarzyło się to przed drugą
wojną światową. Kiedy w Konstantynie, w Algierii przyszło na
świat dziecko, LeCat ojciec odebrał swego syna dziewczynie. Była
zadowolona z otrzymania kilkuset franków i zgodziła się nigdy
więcej nie widzieć dziecka. Ojciec zabrał niemowlę do Francji.
Jego narodziny zostały zarejestrowane w Tulonie, gdzie LeCat
namówił swoją przyjaciółkę, by udawała jego żonę. Wyznające
kosmopolityczne poglądy dziewczę było rozbawione tym
szachrajstwem, zwłaszcza że odsunięta "od łask" żona LeCata
mieszkała w tym czasie w Bordeaux. Przekupiony lekarz dostarczył
potrzebne dokumenty i mały Jean Jules LeCat stał się obywatelem
francuskim.
Chłopaka wychowywała w Algierze ciotka, której nigdy nie
ujawniono prawdy (rzeczywista żona Julesa LeCata zginęła w
wypadku motocyklowym w niedługim czasie po zarejestrowaniu
narodzin dziecka). W wieku siedemnastu lat, w roku 1950,
zaciągnął się do wojska. Awansował po wielu latach, podczas
zaciekłych walk w Algierii, gdy Arabowie walczyli o
niepodległość.
Były to wydarzenia odpowiadające jego naturze. W wieku
dwudziestu siedmiu lat umiał już tropić terrorystów, zastawiać na
nich pułapki i wydobywać torturami zeznania. Szybko awansował na
kapitana, czyli do stopnia, jaki miał jego ojciec. - Żeby
schwytać terrorystę w zasadzkę, trzeba starać się myśleć tak jak
on, trzeba się z nim identyfikować - to jedna z jego ulubionych
maksym. Później dorzucił do tego nową: - Trzeba samemu stać się
terrorystą...
Jego ojciec zmarł w najgorętszym okresie tej zażartej wojny
i na łożu śmierci popełnił fatalny błąd. Powiedział Jeanowi
Julesowi prawdę o jego pochodzeniu. - Twoja matka była arabską
dziewczyną z Casbah...
Nie powiedział już niczego więcej, ponieważ Jean Jules,
dumny ze swego francuskiego obywatelstwa, gardzący ludźmi,
których chwytał, " torturował i traktował jak zwierzęta, uderzył
umierającego człowieka grzbietem dłoni.
Jean Jules nie spał od czterdziestu ośmiu godzin, a na jego
kurtce jeszcze widniała krew po bezlitosnej walce na wzgórzach.
Kiedy minął szok wywołany słowami ojca, stary człowiek już
nie żył.
Wezwał lekarza, który bez namysłu wypisał świadectwo zgonu;
w końcu pacjent od dawna ciężko chorował...
Okrucieństwo LeCata w walce z terrorystami jeszcze się
wzmogło.
Odtąd wykorzystywał swe umiejętności eksperta od materiałów
wybuchowych i umieszczał na zboczach wzgórz pułapki. Nie można
już było bezpiecznie dotknąć żadnego budynku gospodarczego, szopy
czy nawet koryta z wodą dla zwierząt. Jego dowódca był przerażony
okrucieństwem swego podwładnego.
- LeCat, zdaje się, że postanowił pan zabić wszystkich
Arabów w północnej Afryce...
- Ale wtedy, mon colonel, nie będzie już żadnych terrorystów
-odparł LeCat.
Kiedy De Gaulle postanowił przyznać Algierii niepodległość,
a OAS - tajna organizacja założona w celu utrzymania Algierii w
rękach Francuzów - podniosła bunt, LeCat przyłączył się do niej.
Jego maksyma: "trzeba samemu stać się terrorystą"
urzeczywistniła się. Stał się nim. Gdyby w Algierii było choć
dwudziestu ludzi jemu podobnych, wygrana De Gaullea nie byłaby
wcale taka pewna. LeCat przekształcił pół Algierii w pola minowe.
Ale tylko pół. Gdy walki się zakończyły, uciekł do Egiptu,
ratując swe życie.
LeCat, mówiąc płynnie po arabsku, francusku i angielsku,
wtopił się w nowe egipskie otoczenie, zmienił nazwisko i
opowiadał o swym zaangażowaniu w walkę z OAS. Zarobił trochę
pieniędzy i zyskał przyjaźń niektórych Arabów, na przykład
niejakiego Ahmeda Riada, jeżdżąc do Tel Awiwu w roli szpiega.
Zyskał także reputację człowieka, który nadaje się, by go wysłać
na "zabójcze przyjęcie".
Przez dziesięć lat LeCat wędrował; mieszkając na Bliskim
Wschodzie, w Quebecku, w Ameryce. Angażował się w rozmaite afery
kryminalne, ale nigdy nie zostawał w jednym miejscu tak długo, by
dać się złapać. W 1972 roku wrócił nad Morze Śródziemne, gdzie
dołączył do Anglika Wintera w czasie akcji przemytniczej. Przez
dwa lata wiódł dostatni żywot, aż został aresztowany w Marsylii,
osądzony za przemyt i groźną napaść na policję. Wyrok brzmiał:
"skazany na długoletni pobyt w więzieniu Sante w Paryżu".
Zwolniony po jakimś czasie w tajemniczych okolicznościach,
spotkał się z pewnym Algierczykiem, który wręczył mu bilet
lotniczy do Algieru, pieniądze i adres kawiarni, w której poznał
Ahmeda Riada.
Riad wyjaśnił, że celem tej szeroko zakrojonej akcji ma być
spowodowanie wypadku, który wprawiłby w szok cały Zachód. Riad
nie wyjaśnił jednak ostatecznego planu. Ogólnie projekt zakładał,
że szejk Gamal Tafak, wykorzystując oburzenie Zachodu, miał
przekonać wszystkich Arabów, producentów ropy naftowej, by
ponownie zredukowali dostawy ropy - tym razem do zera. Wtedy, w
sytuacji patowej Zachodu, otworzy się droga ku ostatecznemu
atakowi unicestwiającemu Izrael.
Był marzec roku znanego jako Rok Złotej Małpy, kiedy LeCat
wcielił w życie pierwszą część planu, polegającą na spowodowaniu
straszliwej katastrofy, mającej wywołać przerażenie Zachodu.
Zaczął organizować produkcję pewnego urządzenia nuklearnego.
10 marca, kiedy gospodarka Francji, podobnie jak wielu
innych krajów, była na wpół sparaliżowana znaczną redukcją dostaw
arabskiej ropy, Jean - Philippe Antoine, niski, powściągliwy
mężczyzna w wieku trzydziestu pięciu lat kroczył pewnie jedną z
ulic w Nantes, w zachodniej Francji. Zatrzymał się, rozejrzał w
obie strony, po czym nacisnął przycisk dzwonka u frontowych drzwi
domu, gdzie mieścił się gabinet dentystyczny. Drzwi uchyliły się
i ze szczeliny wyjrzała para oczu.
- Na miłość boską, proszę mnie wpuścić... - pewność siebie
Francuza już nie była tak oczywista.
Oczy zniknęły, a drzwi otworzyły się szerzej, akurat tyle,
by mógł wejść do środka. Stojąc w korytarzu, Antoine zamrugał w
ciemności.
O godzinie dziesiątej marcowego poranka w tym starym domu
nadal panował półmrok; nie zapalono światła, by zaoszczędzić
energię.
Drzwi frontowe zamknęły się za nim, a klucz przekręcono w
zamku.
Usta Antoinea drżały, kiedy wpatrywał się w niskiego,
barczystego mężczyznę, który wpuścił go do środka., - Z pewnością
powinniśmy się śpieszyć? - spytał Antoine. -Którędy mam pójść? --
Jest pan zdenerwowany? - LeCat zapalił gitana i przez kilka
sekund Antoine widział jego twarz w świetle zapałki; to była
okrutna twarz, o rysach zaostrzonych przez ponure doświadczenia,
będące udziałem niewielu ludzi. Wąsy opadały mu w dół prawie do
kącików szerokich ust, oczy, półprzymknięte z powodu płomyka
zapałki, spokojnie badały Antoinea, gdy nie odpowiedział na
pytanie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]