[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->JOHN FLANAGANZWIADOWCYKSIĘGA6OBLĘŻENIEMACINDAWRangers Apprentice. The Siege of MacindawTłumaczenieDorota StrukowskajaguarDla mojej siostry Joan:publicystki, felietonistki, autorkii przewodniczki nas wszystkichRozdział 1Gundar Hardstriker, kapitan oraz sternik skandyjskiego okrętu „Wilcza chmura”, zestrapioną miną przeżuwał żylasty kawałek wędzonej wołowiny.Ludzie z załogi „Wilczej chmury” kulili się w prowizorycznych szałasachustawionych między drzewami. Też się posilali, rozmawiając cichcem między sobą. Skupieniwokół małych, kopcących ognisk, gdyż tylko takie udawało się rozpalić przy paskudnejpogodzie, starali się nie zamarznąć. Znajdowali się bardzo blisko morza. Tutejsze śnieżycezmieniały się na ogół koło południa w lodowaty deszcz zmieszany ze śniegiem, który podwieczór zamarzał. Gundar dobrze rozumiał, czego załoga oczekuje od kapitana. Na nimbowiem spoczywał obowiązek znalezienia jakiegoś wyjścia z opresji. Jednak zdawał sobie teżsprawę z czegoś jeszcze. Otóż wkrótce trzeba będzie ludziom oznajmić, że nie przychodzi mudo głowy żadne sensowne rozwiązanie. Utknęli w Araluenie z kretesem.Pięćdziesiąt metrów dalej, przechylona na bok, wywleczona na brzeg rzeki, leżała„Wilcza chmura”. Nawet z tej odległości wprawne żeglarskie oko potrafiło dostrzec spaczeniew jednej trzeciej długości kadłuba. Widok ten rozdzierał serce. Dla Skandianina okręt toniemalże żywa istota, przedłużenie egzystencji, uzewnętrznienie ducha.A teraz statek, ze strzaskaną stępką, z wykrzywionym kadłubem, zmienił się we wrak.Nadawał się już wyłącznie do pocięcia na budulec lub porąbania na drewno opałowe, gdyzimowa pogoda jeszcze silniej zaciśnie wokół nich swoje szpony. Jak dotąd Gundar zdołał coprawda uniknąć rozbiórki okrętu, ale miał świadomość, że nie wolno dłużej zwlekać. Będąpotrzebowali drewna, żeby zbudować solidniejsze schronienie oraz rozpalać ogień. Jednak,dopóki statek wciąż jeszcze wyglądał jak statek, nawet z tym przeklętym spaczonymkadłubem, Gundar mógł zachować resztki dumy, którą żywił, nosząc tytuł skirla - jakSkandianie określali kapitana okrętu.Wyprawa od początku do końca okazała się katastrofą, stwierdził ponuro Gundar.Wyruszyli, by grabić nadmorskie wioski Gallii oraz Iberii, trzymając się przy tym z dala odAraluenu. Ostatnimi czasy, odkąd skandyjski oberjarl podpisał traktat z królem Araluenu,napaści na tutejsze wybrzeże zdarzały się rzadko. Ściśle rzecz biorąc, nie zakazano najazdów.Jednak oberjarl Erak zniechęcał do nich rodaków naprawdę usilnie, więc tylko jakiś bardzogłupi albo szalony skirl skłonny byłby narazić się na niezadowolenie Eraka.Gundar oraz jego ludzie wyruszyli na Morze Wąskie jako ostatnia załoga łupieżczejflotylli. Zastawali więc albo puste osady, ograbione przez wcześniej przybyłe okręty, albowioski ostrzeżone zawczasu, gotowe wziąć na samotnym najeźdźcy pomstę za wcześniejszekrzywdy. Doszło do zaciętych walk, Gundar stracił kilku ludzi - w zamian zaś niczego niezyskał. Na koniec, dobił do półwyspu na odległym południowo-wschodnim wybrzeżuAraluenu, wiedziony rozpaczliwą potrzebą zdobycia zapasów, które umożliwiłyby jemu ijego ludziom przetrwanie zimy podczas długiej drogi powrotnej na północ.Uśmiechnął się smętnie. Jeżeli w trakcie całej wyprawy przydarzyła się jakaśprzyjemniejsza chwila, to właśnie wtedy. Desperacko potrzebowali żywności. Skandyjskazałoga gotowa była się bić, nawet kosztem strat własnych. Tymczasem powitał ich młodyzwiadowca, który przed kilkoma laty walczył u boku Eraka w bitwie przeciwkoTemudżeinom.Ku zaskoczeniu skirla, zwiadowca zaoferował im pożywienie. Zaprosił nawetSkandian na ucztę, która tamtego wieczora odbyła się w zamku, z udziałem miejscowychdygnitarzy oraz ich żon. Gundar uśmiechnął się na wspomnienie owego wieczoru. Przedoczami stanął mu obraz nieokrzesanych żeglarzy, którzy raptem zaprezentowali wybornemaniery. Zwracali się dwornie ku towarzyszom biesiady, prosząc o podanie mięsiwa lub odolanie do kufli odrobiny piwa. A Gundar dowodził przecież osobnikami nawykłymi kląć, ilewlezie, gołymi rękami rwać udźce pieczonych dzików i od czasu do czasu pociągać piwoprosto z baryłki. Ich starania, by sprostać oczekiwaniom dobrze wychowanego towarzystwa,staną się zapewne, po powrocie do Skandii, tematem wielu soczystych opowieści.Tak. Po powrocie do Skandii. Uśmiech kapitana „Wilczej chmury” zgasł. Gundar niemiał pojęcia, jak zdołają wrócić do Skandii. Ani nawet, czy w ogóle powrócą. Opuścili wyspęSeacliff nakarmieni, sowicie zaopatrzeni na długą podróż. Wreszcie, dzięki zwiadowcy,zyskali szansę na niewielki zysk z wyprawy, albowiem ofiarował im niewolnika.Nazwisko tego mężczyzny brzmiało: Buttle. John Buttle. Był bandytą - złodziejem imordercą - a jego obecność w Araluenie stanowiła dla zwiadowcy źródło potencjalnychkłopotów. Młodzian poprosił Gundara, by wyświadczył mu przysługę, zabierając zbira doSkandii jako niewolnika. Oczywiście, skirl się zgodził. Mężczyzna odznaczał się krzepą itryskał zdrowiem, więc gwarantował niezły zysk, gdy dotrą do domu.Gdy dotrą do domu. Czy kiedykolwiek zobaczą znowu Hallasholm? Wpłynęli prostow potężny sztorm, tuż przy Point Sentinel, a już wcześniej znosiło ich na południowy zachód.Kiedy zbliżali się do wybrzeża Araluenu, Gundar rozkazał uwolnić Buttle'a złańcuchów. Zmierzali ku brzegowi kursem po zawietrznej. Przed takim manewrem drżą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • asael.keep.pl