[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->Dominik FlorianowiczNiebezpieczna gra© Copyright byDominik Florianowicz & e-bookowoGrafika na okładce: istockphotoProjekt okładki: e-bookowoISBN 978-83-7859-409-3Wydawca: Wydawnictwo internetowe e-bookowowww.e-bookowo.plKontakt: wydawnictwo@e-bookowo.plWszelkie prawa zastrzeżone.Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całościbez zgody wydawcy zabronioneWydanie I 2014Konwersja do epubA3M Agencja Internetowa„Pytanie o sens życia nie jest budujące.Trzeba się zanurzyć w rzece życiai pozwolić pytaniu odpłynąć z prądem”Budda– Nie możemy więcej tego powtarzać – powiedziałeś do mnie tejnocy, jeszcze przed zaśnięciem. W twoim głosie brzmiała takapewność siebie. Jakbyś wierzył w to, co mówiłeś. Dopiero słowawypowiedziane na głos zaczynają tak naprawdę żyć, a my staramysię je zrozumieć.Patrzyłem na ciebie niepewnie, nie wiedząc,dlaczego to mówisz i co tobą w tym momencie kierowało. Twojesłowa powoli przedostawały się do mnie, przebijały przez mur,którym sam przecież obrosłem, na własne żądanie. Każdy musiwokół siebie wybudować swoją naturalną warownię, wprzeciwnym razie naraża się na częste i bolesne zranienia zzewnątrz. Miałem już bardzo silne obramowania, obrastałem nimipodobnie jak foka obrasta w tłuszcz. Aby przeżyć.Przyglądałem siętwoim oczom, w których zawsze potrafiłem się zatracić. Czasamiwydawało mi się, że potrafię widzieć w nich kawałek twojej duszy,twoje prawdziwe ja, którego nikt nigdy nie dojrzał. Twoje oczy byłyjak najgłębsze czeluście świata, niezbadane jaskinie, nieodkrytejeszcze i nienaruszone przez człowieka. Ja należałem dopierwszych intruzów, którym udało się dojrzeć ukryte przedświatem i przed ludzkim wzrokiem twoje prawdziwe oblicze.Intruzem, tak. Ale z czasem, jak wiesz, stałem się gościem, apotem kimś bliskim. Kimś, kogo obecność była dla ciebie ważna.Tak ważna, że zależało od niej twoje życie.– Nie potrafię bezciebie żyć – wyszeptałeś, a potem zamknąłeś oczy. Przyglądałem cisię. Patrzyłem na twoje przymknięte powieki i nie potrafiłem sięnapatrzeć. Okolone długimi rzęsami, wyglądały jak dwa półsłońcaświecące dla oceanu, pod wodą. Nieistniejące na lądzie, ani też wnaszym świecie.To zawsze ty przymykałeś moje oczy swoimiwielkimi jak bochenki chleba dłońmi. W momentach naszegozbliżenia. Kiedy stawało się to najważniejsze, kiedy już wiedziałeś,jak niewiele mi potrzeba do momentu, w którym otworzą się mojeusta i wyrwie się z nich zachrypnięty krzyk, przysłaniałeś mi oczyrękami. Potrafiłeś doskonale wyczuć odpowiedni moment, zawszewiedziałeś jak delikatnie a jednak zdecydowanie zamknąć mi światrealny i otworzyć przede mną ten ukryty dla ludzkiego oka. Światuczuć w momencie głębokiego spełnienia. Tylko tak człowiek jestw stanie naprawdę zespolić się z drugim człowiekiem. Tylko w tejjedynej chwili otwierają się inne oczy, oczy duszy, i to one patrzą nasiebie. To one łączą się i odczuwają. Ciało wydaje krzyki, słychaćdudnienie uderzających bioder, które w świecie mikoorganizmówmusí brzmieć ogłuszająco, jak zbliżająca się burza i największehuragany. Tymczasem dla nas, mały ukryty świat, niewidzialny, atak wielki przecież, ten świat w świecie, pełen drobnoustrojów,których tysiące zresztą na naszych ciałach dowcipnie wybudowałysobie domy, pozostawał ukryty.W momencie mojego krzyku, twojeciało zmieniało się w beton, i twarde jak kamień, uderzając mocnoz siłą pędzących koni, ze spadającymi z czoła kroplami potu irękami na moich przymkniętych powiekach, otwierało bramy donowego świata.Wtedy umierałem. Z tobą we mnie i z twoimirękami przysłaniającymi mi wzrok.Ile razy można za życiaumierać, zastanawiałem się za każdym razem, ponieważ pootwarciu oczu, zawsze czułem się kimś innym. Jakbyś to właśnie tystworzył mnie od nowa. Według siebie. Na własne podobieństwo.Moje serce biło inaczej, a może tylko tak mi się wydawało.Pewnego razu nie dało mi to spokoju i kiedy spałeś, położyłem siędelikatnie tuż obok ciebie, głowę układając na twojej szerokiej iciepłej piersi i zamknąłem oczy. Wsłuchałem się w bicie twojegoserca, tak jak ty nieustannie to robiłeś. Nigdy nie mogłeś nadziwićsię konstrukcji tego świata. Jak to możliwe, że to serce w nas bije,powtarzałeś często. A ja się tylko uśmiechałem. Uśmiechałem się,ponieważ wielokrotnie, podobnie jak ty, zastanawiałem się nad tymsamym. Potrafisz każdego dnia zastanawiać się nad zwykłymirzeczami. One dla ciebie nigdy zwykłe nie były. Bo czyż możnapowiedzieć, że oddychanie jest zwykłą sprawą? Każdy nasz wdechsiłą rzeczy musi różnić się od następnego. Jak nie ma podobnychpłatków śniegu, tak i jednego wdechu nie ma takiego samego. I wtym jest zamknięta cała piękność tego świata: ty potrafisz widziećrzeczy, których inni nigdy nie dostrzegą. Jakbyś został wybranyprzez przyrodę, przez bóstwo jakieś, lub przez Boga nawet, w
[ Pobierz całość w formacie PDF ]